„Tajemnice Umysłu”
-Jestem normalna… Na pewno jestem… Jestem tu tylko przez przypadek. Oni
na sto procent po mnie wrócą! Oni chcą, żebym się załamała, ale nie uda im się
to!– Słychać jej głośny szept. Histeryczny i zachrypły od wcześniejszego
krzyku. Środki uspakajające zaczynały już działać, lecz nie na długo. Pacjentka
nie krzątała się po pokoju i nie szukała sposobów na wydostanie się z ośrodka
leczenia chorych umysłowo.- Oni chcą mi wmówić, że jestem chora. Ja po prostu
nad nimi góruję! Boją się mnie!- Słychać jej szaleńczy chichot, który odbija
się echem po prawie pustym pokoju.- Jeszcze wrócę na wolność, nie możecie mnie
trzymać tu wiecznie.
Ściany są kremowe, okna zakratowane. Pojedyncze łóżko stojące w kącie.
Mała szafka nocna z lampką. Pokój wypełniał półmrok. Za oknami już zmierzchało.
Dziewczyna siedziała dalej na parapecie. Kolana miała podwinięte pod brodę.
Bujała się w te i we w tę. Oczy miała otwarte szeroko, były strasznie
przekrwione ich barwa dawno zdawała się blaknąć. Teraz były niemal
przezroczyste, co nadawało dziewczynie jeszcze bardziej złowrogiego wyglądu.
Jej ręce były pełne zadrapań. Krew zasychała już powoli. Paznokcie były
najbardziej w tej krwi ubabrane. Sama ta dziewczyna nie była świadoma, że się
kaleczy. Jedyne, co jej pozostało to pogodzić się ze swoim losem. Miała jedynie
18 lat, a ledwie tydzień temu trafiła do ośrodka dla obłąkanych. Kiedyś
uchodziła za wzór do naśladowania, teraz jej właśni rodzice nie odwiedzają
córki.
-Boicie się mnie! Czuję wasz
strach!- Krzyczy. Środki tracą swoja moc. W przypadku tej dziewczyny, leki
przestawały działać bardzo szybko.- Wiecie, że mnie nie pokonacie, dlatego mnie
tu zamknęliście, ale ja się stąd wydostanę! Będziecie mnie jeszcze błagać o
wybaczenie! To tylko kwestia czasu!
Za drzwiami stoi pielęgniarka wraz z
lekarzem. Obawiają się tak krótkiego działania leków. Dziewczyna miała rację.
Oni się jej obawiają.
-Panie doktorze. Nie możemy dać
jej większej dawki.- Pielęgniarka jest przejęta. Na twarzy doktora gości
głęboka trwoga.
-Musimy coś z tym zrobić.- Doktor
nie raz na swoich nocnych dyżurach słyszał jak dziewczyna śmieje się opętańczo,
mówi do siebie. Najbardziej martwiło, do, że nie potrafił jej ujarzmić. Radził
już sobie z wieloma przypadkami, ale nie spotkał jeszcze tak opornego.
-Następna dawka leku może
pogorszyć sprawę… Może nawet ją zabić.- Pielęgniarka, mimo, że nie przepadała
za tą dziewczyną nie chciała jej śmierci. Anastazja już nie raz ją zaczepiała,
kiedy ta wchodziła do jej pokoju. Zadawała masę pytań. Najczęściej niezręcznych
dotyczących rodziny Karoliny. Ale jako pielęgniarkę nauczono ją, żeby nie
dawała się podejść. Takie osoby są nie przewidywalne. Mogą tylko odwracać naszą
uwagę. Karolina nie była wiele starsza od Anastazji. Dzieliło je tylko 3 lata,
dlatego też odczuwała większe współczucie. Była tak młoda, a nie mogła żyć
normalnie. Doktor uważał, że objawy musiała sama przed sobą maskować. Niestety,
kiedy już zrozumiała, że stanowi zagrożenie po zaatakowaniu swojej młodszej
siostry, pięcioletniej Eli, było już za późno. Dziewczynka do dzisiejszego dnia
walczy o życie, po tym jak siostra prawie ją udusiła oparami gazu z kuchenki.
Matka była wstrząśnięta, kiedy ujrzała swoją pierworodną na klatce
uśmiechniętą. Przerażająco uśmiechniętą. Kobieta prędko popędziła do domu i
zastała nieprzytomną już Elę. To sprawiło, że niezwłocznie i nieodwracalnie
skazali Ane, jak czasem na nią mówili, na te męki. Lekarze sądzili na początku,
że to brak miłości, lecz z tym feralnym wypadkiem cała miłość do Anastazji znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pielęgniarka znała całą tą
historię na pamięć, ale dalej wzdrygała się na samo jej wspomnienie.
-W takim razie trzeba będzie
zmienić jej salę.- Karolina dobrze wiedziała, co lekarz ma na myśli. Było tylko
kilka takich pomieszczeń, bo szpital nie często spotykał się z takimi
przypadkami. Sala, o której mówił Doktor Walicki znajdowała się na najniższym
poziomie centrum zdrowotnego. Były one usytuowane z dala od reszty pacjentów.
Było dźwiękoszczelne, co umożliwić mogło Anastazji nocne wycie, bez
przeszkadzania reszcie. Mimo „rozwiązania” problemy Any, Walicki Krzysztof nie
miał zamiaru po przestać. Chciał się o niej jeszcze więcej dowiedzieć. Jego
ciekawość górowała nad strachem.
Jego celem było poznać myśli Anastazji, poznać jej przeszłość i
zrozumieć, co ją tak odmieniło. Co sprawiło, że chciała zabić młodszą siostrę,
co karze jej się kaleczyć? Te i wiele innych pytań nurtowało lekarze bez
granic. Czasem we własnym mieszkaniu nie mógł uwolnić się od straszliwej Any. Był
kawalerem, więc nikomu nie przeszkadzało to, że tak nad tym wszystkim
rozmyślał. Prowadził nawet notatnik, w którym zapisywał najnowsze wieści na
temat Anastazji. Wiedział, że dziewczyna ma pewność z obawy innych jej osobą.
Wykorzystywała ten strach, kiedy pielęgniarki wchodziły do jej pokoju. Jednak
dziwiło go, że do tej pory jeszcze nie uciekła. Kiedyś zdarzyło się tak, że
ogłuszyła pielęgniarkę i wyszła z Sali. Przechadzała się po korytarzach
podskakując radośnie, aż nie trafiła na wyjście z kliniki. Wszyscy byli
zdumieni widząc ją stojącą w drzwiach. Jej rozczochrane włosy, poplamione krwią
ubranie, drżące ręce, nogi wręcz kruche na pierwszy rzut oka, lecz w
rzeczywistości mocne i silne. Anastazja jednak stała tylko w przejściu, patrząc
jak pada deszcz, pojawiała się, co jakiś czas przy błysku błyskawicy. Wtedy
była przeraźliwa burza. Wysiadł prąd, a my obawialiśmy się, że zajdzie nas od
tyłu, bądź równie łatwo w tej ciemności pozabija. Jednakże tak się nie stało.
Krzysztof zachodził wtedy w głowę, czemu nie starała się ukryć w jakimś
zakamarku i czekać, aż będzie mogła spokojnie wyjść. Szczerze zdziwiło go to,
Ana sama z własnej woli wróciła do Sali, która była jej pokojem. Wszyscy byli
wtedy w takim stresie, że na każdy szmer reagowali piskiem lub gwałtownym i
nerwowym odwracaniem się za siebie, w obawie, że ktoś idzie za nimi.
-Panie doktorze?- Karolina
wyrwała Walickiego z jego rozmyślań nad owym wydarzeniem. Nie bardzo zdawał się
być zainteresowany tym, co powiedziała pielęgniarka.
-Tak?- Zapytał chcąc usłyszeć
ponownie zadane mu pytanie, pielęgniarka od razu zrozumiała, że doktor wcale
nie był myślami z nią, w tym miejscu.
-Pytałam, kiedy zamierza doktor
przenieść Anastazję do NOWEJ Sali.
-Jak najszybciej.- Odpowiedz była
krótka i zdawkowa. Jednak ton zdawał się nie znosić sprzeciwu. Pielęgniarka
dobrze znała ten ton. Skoro doktor Krzysztof mówił jak najszybciej, to
znaczyło, że sprawa jest wręcz wagi państwowej, tak jakby od jej przeniesienia
zależały losy świata. „Może i zależą” –Ta
myśl przemknęła jej tak szybko, że nawet nie potrafiła się otrząsnąć z szoku.
Walicki zauważył to od razu.- Czy coś się stało?- Zapytał to troskliwie to z
ciekawości. Podchodził pod czterdziestkę, nie miał żony, ani dzieci. Był sam
jak palec. Wszyscy go szanowali, może z powodu jego kruczego spojrzenia? Jego
oczy były niemal tak czarne jak źrenice. Czasem trudno było je od siebie
rozróżnić. Jego brwi były krzaczaste, co sprawiało, że wyglądał na poważnego i
wiecznie czymś zafrasowanego.
-Nie panie doktorze wszystko w
porządku, ja po prostu… - Zawiesiła się w pół zdania.
-Tak Karolino?- Czekał
cierpliwie, choć nie krył się z irytacją, aż tak bardzo, chciał mieć już za
sobą to wszystko. Przenieść bezpiecznie, Ane do nowego „pokoju”, by następnego
dnia móc z nią porozmawiać, tak jak to robił już wiele razy. Choć bez większych
rezultatów. Anastazja nie była skora do współpracy. Wiedział, że on chce ją
wykorzystać jak królika doświadczalnego. Jednak sam Krzysztof nie był do tego
tak całkowicie przekonany. Chciał zgłębić tajemnice. Tajemnice strasznej
Anastazji, tej, która była przestrogą dla starych i młodych. Ta, która stała
się legendą za życia, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy.
-Co będzie, jeżeli ucieknie? Co
stanie się, jeżeli?…
-Nie myśl teraz o tym. Teraz
trzeba ją prze eskortować. I to teraz.
-Tak jest panie doktorze.
Oboje weszli do pokoju obłąkanej. Nie
zauważyli jej jednak od razu. Karolina kurczowo trzymała się rogu swojego
służbowego ubrania. Miętosiła go tak bardzo, że zdawało się, iż się trochę
rozciągnął. Była zestresowana tym, że nie widzi swojego przeciwnika. Gdy nagle
za ich plecami pojawia się cień Any. Stoi w drzwiach oświetlona słabym światłem
padającym z okna. Ma głowę spuszczoną w dół. Długie pasma włosów opadają jej
bezwładnie na twarz, mimo to i tak zauważają jej chytry i złowieszczy
uśmieszek. Kiedy podnosi powoli głowę ku górze zauważają w jej oczach władcze i
dumne spojrzenie. Wiedzą, że nie szanuje ich, a ni tego, co dla niej robią.
Byli dla niej obojętni.
-Musimy iść Ano. Czas na małą zmianę
pokoi.- Doktor zdawał się mówić do niej jak do dziecka. Starał się jej też nie
spłoszyć jak dzikiego zwierzęcia. Dziewczyna zaśmiała się szyderczo.
-Gdzie mnie tym razem zamkniecie?
W piwnicy ze szczurami?- Jej śmiech zdawał się dochodzić z bardzo daleka, co
jeszcze bardziej zdenerwowało Karolinę. Pielęgniarka zaczęła oddychać szybciej,
a serce tłukło się w jej piersi jak oszalałe. Nie mogła nad nim zapanować.
Anastazja zwróciła na nią uwagę. Patrzyła na nią tak, jakby chciała przewiercić
jej oczy własnym wzrokiem. Karolinę opanowała panika. Gdyby nie była tu z
Krzysztofem z pewnością już dawno rzuciłaby się do ucieczki. Zapomniała o
wszystkim, o czym się uczyła.
-Nie. Będziesz mieszkać w
wygodnym pokoju, gdzie nikt nie będzie cię nie niepokoił. – Walicki zdawał się
być opanowany. Dużo czasu spędzał nad rozgryzieniem Any. I choć i tak nie
wiedział, czego się po niej spodziewać nie bał się jej tak jak pielęgniarki.
Wiedział, że jest od niej silniejszy. Jednakże na samą wzmiankę w swoich
myślach o użyciu przemocy wobec Any drgnął nieznacznie. Nie chciał jej zrobić
krzywdy, jednak, kiedy byłoby to koniecznie nie mógłby się nad tym zastanawiać.
Musiałby działać szybko i zdecydowanie, nie, zwróciwszy uwagi na ból przez
niego zadawany.
Ana dalej stała. Wpatrywała się w nich
niezrażona. Obserwowała każdy ich ruch. Obrzuciła obojga chłodnym szatańskim
spojrzeniem. Kiedyż to znowu wybuchła szaleńczym chichotem. Wszystko działo się
w krótkim czasie, ale całej trójce zdawało się to trwać wiecznie. Chociaż
Anastazja nie była wcale zawiedziona. Mogła patrzeć jak trzęsą się ze strachu.
Ze strachu przed nią. Czuła jak rośnie w siłę, była świadoma swojej potężnej
mocy, chociaż nie do końca była świadoma, co ma zamiar tym osiągnąć. Nawzajem
bacznie się sobie przyglądali. Ana po raz pierwszy mogła opisać Karolinę. Po
raz pierwszy mogła przyznać, iż jest bardzo ładna. Miała oliwkową cerę i włosy
o kolorze ciemnego blond. Oczy lśniły zielenią. Dopiero teraz Anastazja
zauważyła, że po jej policzkach spływają łzy. Karolina była jednak tym
niewzruszona. Nie chciała zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nie miała odwagi
sięgnąć wierchem dłoni, by zetrzeć łzy. Intuicja podpowiadała jej, że nie
należy wykonywać gwałtownych ruchów, tak jak w obecności dzikiego drapieżnika.
Anę intrygowało jedno. Czemu przestraszona
na Amen Karolina, ciągle tu przychodziła? Czyżby miała w tym jakiś cel? A może
po prostu nie miała innych zajęć? Anastazji wydało się to absurdalne. Poco
miała TU przychodzić, do NIEJ. Miała przecież do wyboru masę innych pacjentów -
obłąkańców.
Doktor zdał się dostrzec rozdarcie
wewnętrzne Anastazji. Przestała się uśmiechać i histerycznie, wręcz
przeraźliwie się śmiać. Na jej twarzy ujawniło się coś na, wskutek czego
okazała słabość. Walicki wiedział, że nie potrwa to długo. Osoby z tego typu
problemami miały zawsze zmienne uczucia. W jednej chwili były uśmiechnięte i
szydercze, następnie płakały i krzyczały w niebogłosy. Współczucie zdawało się
trwać na twarzy Any nieskończenie. Doktor jednak wolał nie ryzykować. Wolał
„zaatakować”, kiedy Anastazja niczego się nie spodziewała. Nie czekał też na
żadną pomoc ze strony siostry, która stała unieruchomiona. Tak bardzo
przerażała ją Ana, że na jej widok cała drętwiała i nie potrafiła się opanować.
Zwłaszcza, kiedy Ana świdrowała ja i hipnotyzowała bladymi tęczówkami.
-Anastazjo, przestań to robić.-
Doktor zwrócił jej uwagę ostrożnie, ale stanowczo. Nawet taka Anastazja nie
mogła się sprzeciwić jego władczemu głosowi. Natychmiast przestała przewiercać
Karolinę wzrokiem. Przeniosła za to wzrok na doktora. Niestety rezultat był
marny. On jeden nie ulegał jej wyblakłemu spojrzeniu. Na samym początku działał
na niego w ten sam sposób jak na Karolinę i resztę personelu, ale teraz
uodpornił się na to. Gdyby nie, to, iż tak bardzo intrygowała go ta
osiemnastolatka…
-Jak sobie chcesz.- Wzruszyła
ramionami, jakby ją to w ogóle nie ruszało, co z pewnością było prawdą. Walicki
zauważał, że przez Anę przemawia czasem ona z dawnych lat, kiedy wszystko było
jeszcze dobrze. Kiedy pomagała w domu starców, kiedy była pilną uczennicą,
miała maniery i poczucie humoru? Kiedy jej oczy miały kolor nieba, a słońce
sprawiało, że jej włosy lśniły niczym złoto? Wszystko się od tego czasu
pozmieniało. Po dawnej Anastazji nie pozostało już nic.
-Teraz weź swoje rzeczy i
idziemy. Tylko nic nie kombinuj!
-Nie masz się, czego obawiać.-
Zachichotała złowieszczo.- Nie ucieknę stąd, wolę was gnębić, aż w końcu sami
zapragniecie się mnie pozbyć. Kiedy pozwolicie mi umrzeć?...- Na twarzy pojawił
się jej uśmiech zupełnie jakby była zdrowa. Jednak to były tylko pozory.-
Zobaczymy jak długo to zniesiecie.
-Nie pozwolimy ci umrzeć
Anastazjo.- Głos Krzysztofa roznosił się po pokoju. Pielęgniarka nawet nie
drgnęła. Była zbyt przejęta. Nie chciała się wychylać.
-Oh… Mama Cię nie uczyła, że nie
wolno kłamać?- Pogroziła mu palcem, jak małemu dziecku. Zaśmiała się potem
sarkastycznie i wariacko.
-Uczyła, dlatego też mówię, że ci
na to nie pozwolimy. My nie zabijamy, tylko pomagamy. A to duża różnica Ano.
Nie rób z nas tyranów.
-Jak to zrobić? Ciągle dajecie mi
jakieś lekarstwa i wmawiacie, że jestem nienormalna! Przez was tyle straciłam!-
Anie spłynęła łza po policzku. Dziewczyna widząc zdziwienie na twarzy Doktora i
Karoliny szybko ją ociera. Znowu przybiera postać złego charakteru. Widzi w ich
oczach współczucie, co sprawia, że szybko odwraca głowę. Mimo, że grała przed
nimi niedostępną, pokazywała, że również ona ma uczucia. Walicki wpada na
pomysł dotarcia do dziewczyny. Rozwiązanie jakby samo wpadło mu w ręce. Nigdy
wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Może też, dlatego, że większość pacjentów
nie chciała wracać do przeszłości, ale dla niej to była jedyna deska ratunku.
-To nie nasza wina. Twoi rodzice
kazali…
-Moi rodzice… Ja nie mam rodziców!
Którzy rodzice zostawiają dziecko w takim miejscu jak to? Jacy się pytam?!- Jej
krzyk przeraził się w szloch i popiskiwanie. Jęki mogłyby łapać za serce, gdyby
nie nastały po nim śmiech. Wręcz chichot hieny.
-Co cię tak bawi?- Doktor nie
chciał dać za wygraną. Jego celem było dbanie o WSZYSTKICH pacjentów, bez
względu na ich niestosowne zachowanie i stopień choroby.
-Jak to, co? Bawi mnie to, że
jego plan nie wypalił.- Jej śmiech był nie do zniesienia.
-Czyj plan? Anastazjo powiedz…-
Niestety czas na rozmowy minął. Ana przestała kontaktować. Błędny wzrok
zatrzymała na podłodze tuż przed sobą. Zgodziła się by Walicki prowadził ją
wraz z Karoliną do jej pokoju.
Szli wolno nigdzie się nie śpiesząc.
Karolina była podenerwowana. Anastazja już nie raz uwolniła się z kaftana
zabezpieczającego, „Może tym razem, da
sobie spokój.”. Karolina strasznie nie lubiła odprowadzać chorych, bała
się, że dostaną na przykład nagłego ataku histerii. A w towarzystwie Any
niebezpieczeństwo i strach był na granicach wytrzymałości. Już nie raz chciała
uciec, zmienić pracę, ale nie mogła. Ze względu na swoje postanowienia. Jej
matka popełniła samobójstwo. Również była chora, wtedy Karolina poprzysięgła,
że będzie pomagać takim ludziom, by zadośćuczynić matce, która się nie
interesowała.
Doszli na miejsce. Ana obeszła pokój
dookoła. Wiedziała, że zaraz zamkną drzwi z nadzieją, że nie wyjdzie, ale Ana
znała ich za dobrze. Wiedziała, że odczekają Chwile, czekając na jakieś
pojękiwanie.
Doktor zgodnie z oczekiwaniami Any stał
tak, gdzie myślała. Miał nadzieję spotkać się z nią jutro. Był pewien, że skoro
Anastazja już tyle zdradziła, będzie łatwiej pociągnąć ja za język. Chciał
poznać jej myśli, sekrety, chciał błądzić po zaułkach jej umysłu, jednak czy to
będzie mu dane? Jego celem jest znaleźć odpowiedzi…
-Panie Doktorze…?- Karolina
wyrwała go z jego rozmyślań.
-Tak?
-Nie jest Doktor zmęczony? Za
panem długi dzień. Może niech pan idzie do domu…
-Nie, zostanę tu jeszcze moment.-
Tym razem to on jej przerwał.
-Na pewno?- W jej głosie było
słychać niepewną nutę.
-Tak Karolino, ty możesz już
wracać do domu. O mnie się nie martw.
-Dobrze. Dobranoc Doktorze.
-Dobranoc.
Odprowadził ja wzrokiem. Chciał mieć
pewność, że jest sam. Nie chciał świadków. Choć sam nie wiedział do końca,
gdzie zmierzają jego myśli. Jego umysł plątał się w sieci trudnych pytań,
domysłów i tym podobnych. Czuł rozżalenie. Był zły na samego siebie, ze nie
dowiedział się więcej.
Rozważania doktora przerwał cichy głos
dobiegający zza drzwi. Piękny czysty głos. Roznoszący się echem. Nie mógł
uwierzyć, że to śpiewała Anastazja. Nie był w stanie, ponieważ jeszcze nie
słyszał jej w takiej wersji.
- Życie za krótkie jest, by w
kłopoty bawić się…
Słyszał tylko urywki piosenki, ale
wiedział, że nigdzie jej nie słyszał. Czuł dreszcz na ciele. Był podekscytowany
tym odkryciem.
- Nie bój się wstać i walczyć o
swoje, bo to jest właśnie sens…
Mężczyzna czuł jak zmęczenie bierze nad
nim górę… Zasypiał wsparty o mały stolik na korytarzu. Nie pamiętał już nic,
tylko słodki głos Anastazji i słowa przez nią wypowiadane.
Następnego dnia zbudziły go krzyki i
śmiechy. Jeszcze zanim doszedł do siebie wiedział, co się stało. Ana się
zbudziła i nie chciała dać spać innym. Doktor Walicki spojrzał na zegarek.
Dochodziła 6:05 rano. Nie mógł uwierzyć, że tak długo spał. Zazwyczaj
przesypiał 2 godziny tym razem było to 5 godzin. Jednak nawet nie czuł się
wypoczęty, może, dlatego, że strasznie bolały go plecy. Przeczesał włosy
dłoniom, choć wiedział, że to nie potrzebne, miał krótkie włosy, dlatego było
małe ryzyko, że są niesfornie poukładane. Poprawił kołnierz i zapiął guzik pod
szyją. Wstał i powędrował do swojego gabinetu.
-Jestem normalna…- Powtarzała
wciąż Anastazja.-Nie jestem taka jak oni. Nie! I to tylko przez ten cholerny
świat…- Ana cichutko łkała w zaciszu swojego nowego pokoju. Chciała już nigdy
go nie zobaczyć. Chciała przestać istnieć. Czuła, że już nie jest częścią tego
świata, ale czuła również, że tylko Doktor Walicki jest jej szansą na powrót do
normalności. Tylko on mógł jej pomóc, ale jak? Przecież on tez miał ją za chorą
umysłowo. Może to też, dlatego, że się tak zachowywała. Jednak jak nie stracić
tu rozumu nie mogąc porozmawiać z kimś normalnym i na poziomie.- Jestem tutaj
tylko przez niego…- Szeptała z nadzieją, że ktoś ja usłyszy. – On jest winny…
" Słychać tylko cichutki stukot obcasów. Słychać ściszone głosy. Szloch... Wariacki śmiech... Trafiła do piekła , z którego nie tak łatwo jest się uwolnić.
'Teraz zostałam sama i wystarczy mi tylko , ze śmierć się nade mną zlituje...'
Miała złudną nadzieję, kiedy kładła się spać..."