Łączna liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

31 stycznia 2012

Kłamstwo...


 Bo czasem trzeba tylko pomyśleć, żeby zrozumieć, że to wszystko i tak nie miało większego sensu. Gdyż to była iluzja. Wyimaginowane przez nas oboje uczucie, które nigdy nie miało prawa bytu.
Szczęście nie idzie w parze z kłamstwem

Hayley Williams



                                                     <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3



Dla mnie priorytetem,  jeśli chodzi o bycie w zespole było stać się niewidzialną. Wiele razy odmawiałam redaktorom magazynów (...) nigdy nie chciałam, aby ludzie skupiali na mnie swoją uwagę. Teraz jednak postanowiłam zmienić podejście. Każdy z naszej trójki w zespole ma teraz określoną rolę. Ja w końcu postanowiłam zaakceptować moją - silnej kobiety, liderki zespołu. Mam nadzieje, że uda mi się wykorzystać tę zmianę w pozytywny sposób.

Przyszłość może być brutalna

„-Pamiętaj, obudzisz się 15 listopada 2048 roku. Oni będą wiedzieć, co z tobą zrobić.- Patrzy mi w oczy, ale chyba sam nie jest pewien swoich słów.
-Ale, jeśli coś pójdzie nie tak?
-Na pewno wszystko będzie dobrze. Możemy zaczynać?
-Tak…”
  -Obudź się numerze 45689. Koniec drzemki.
-Słucham? Jaki numerze? Mam na imię Iza…- Czuję okropny ból.
-Milczeć! Już nie masz imienia! Jesteś eksperymentem numer 45689.
-Który mamy rok?
-2048 rok, a dokładniej 15 listopada.
-15 listopa…- Pamięć mi wraca. To, co się wtedy stało… O cholera! Teraz powinnam mieć 52 lata, ale zgodziłam się na ten test.
-Ulepszyliśmy cię już, więc nie widzę powodu, dla dalszego przetrzymywania cię tutaj.
-Co zrobiliście? Jak to ulepszyliście?
-Wymieniliśmy twoje wadliwe części ciała i zastąpiliśmy cybernetycznymi. Jesteś teraz w połowie robotem. Załóż to.- Podaje mi do rąk czarny kombinezon.- Zaczesz włosy do tyłu i zwiąż w kucyka.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić! Aaaaa…- Znów ten ból przeszywa mi klatkę piersiową. Zwijam się z bólu, ledwie łapię oddech.
-Coś mówiłaś?- Przygląda mi się z szelmowskim uśmiechem.
-Co to… Co to było?
-Poraziłem cię prądem, tak jak wszystkich buntujących się.
-Chyba cię popierd…
-Nie używamy przekleństw. Teraz się ubieraj. Zaraz dam ci broń, abyś miała czym się bronić w razie wypadku.
-Nie chce zabijać.
-Jeśli chcesz żyć musisz zabijać.- Idziemy białym korytarzem. Czuję się oszołomiona, ale mimo to wykonuję polecenia, nie chcę znowu zostać ukarana.
    Wychodzimy na zewnątrz. Miasto, które niegdyś było moim domem jest teraz ledwie namiastką tego, co kochałam. Teraz jest wspólnym grobem ludzi. Wszędzie panoszą się ich części ciał. Jest to okropne, czy przyszłość naprawdę jest teraz tak sadystyczna?
-Tu masz Airmotor 306 D. Mam nadzieję, że potrafisz prowadzić coś takiego. Przy kierownicy znajdziesz dodatkowe dwa pistolety na pociski laserowe. W bagażniku znajdziesz przesyłkę, którą musisz dostarczyć na samą górę. Wielki budynek w kolorze fuksji, mam nadzieję, że znajdziesz. Po drodze uważaj na buntowników, będą chcieli ci przeszkodzić. Teraz leć.
    Mimo wszystko wsiadam na motocykl, mam wiele wątpliwości, ale nie chce zostać z tym dziwadłem ani chwili dłużej.
    Szybko przyzwyczajam się do metalowej maszyny i lecę przed siebie. Z podziwem przyglądam się latającym konstrukcją domów. Dziwni mnie jednak to, że nie ma śladu życia.
    Spoglądam w górę. Do celu pozostało mi jeszcze trochę, ale okazuje się, że mam gości. Srebrzysty pocisk odcina mi kilka kosmyków włosów. Zostałam zauważona przez rebeliantów. W panice chwytam za pistolet i strzelam na oślep. Nie chce im zrobić krzywdy, ale muszę się jakoś bronić. Mam przed sobą dwóch zamaskowanych ludzi zmierzających w moim kierunku. Strzelają, a ja robie uniki, jednak jak długo można? Niechcący trafiam jednego z nich. Spada w dół i widząc, że nikt nie leci mu pomóc sama się na to decyduje. Łapie go w pół i dolatuję do najbliższego podestu, gdzie sprawdzam jego obrażenia.
-O Boże…- Jęczę poczym sprawdzam, czy jeszcze oddycha. Całe szczęście... Tamuję ranę, tak, aby już nie krwawiła.
-Stój! Odejdź od niego ty pieprzony androidzie!
-Nie jestem androidem. Nie jestem nawet z tych czasów. Nazywam się Izabela Jolanta Kowalczyk teraz powinnam mieć 52lata.-Próbuje wyjaśnić „nie porozumienie”. Mówię ciągle i czekam, na jakąkolwiek reakcje z ich strony. Szeptają między sobą.
-Jesteś numerem 45689!
-Nie, mam na imię Iza, to ten obleśny typ mnie tak nazwał.
-To był Omega, wraz z Alfą chcą zniszczyć świat ludzi i zastąpić ich robotami.
-To okropne!
-Musimy ich powstrzymać… Tylko nie wiemy jak.
-Poczekajcie? Omega dał mi jakąś paczkę dla Alfy.- Wyjmuję paczkę z bagażnika i im podaję. Otwieramy ją, w środku znajdują się plany przejęcia ziemi i unicestwienia rasy ludzkiej.
-Robimy tak! Dzielimy się na grupy i szukamy wszystkich ludzi, którzy nam pomogą. Zbieramy broń! Tyle ile się tylko da! To już nie są żarty. To już jest prawdziwa wojna.
-A, co ze mną?- Pytam trochę niezręcznie.
-Jedziesz z nami, wiemy, że możemy ci ufać!- Dzielimy się na dwa oddziały. – Jedni Atakują Alfę, drudzy Omegę!
   Zbieramy się wszyscy. Jest nas bardzo wielu. Nie spodziewałam się tak dużych grup. Nie sądziłam, że będzie nas więcej niż 30 osób.
    Zaczyna się. W powietrze wzbijają się roboty. Ludzie szykują broń. Dochodzi do bitwy wszech-czasów. Wszędzie pełno krwi i wnętrzności. Wiele trupów już spadło na dół. Wszystko dzieje się tak szybko… Nie mogę znieść tego widoku, sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Czuje się tylko obserwatorem, jakbym oglądała film w 3D. Tyle śmierci, bólu, cierpienia, nienawiści… Cholera, do czego to doszło?
-DOŚĆ!- Krzyczę ile sił w płucach. Nikt mnie jednak nie słyszy, wszyscy są zajęci walką.- PRZESTAŃCIE!- Znowu słyszę swój głos. Jest strasznie rozdzierający, aż nie mogę uwierzyć, że należy do mnie.- To musi się skończyć…Tak nie można- Moje krzyki przeradzają się w szloch.
    Co ja mogę? Nic, bo jestem tutaj nikim. Mogę tylko usiąść, płakać i modlić się, by to wszystko się skończyło. Wojna, przecież do niczego nie prowadzi. Kłócili się teraz o coś tak kruchego… Kłócili się o życie, władzę, spokój. To straszne patrzeć jak wszystko, co kiedyś mogło wydawać się piękne, zostaje splamione krwią.
     15 listopad 2048- wojna, w której mogą wygrać tylko umarli…

Życie nabiera wartości...


   ''Staliśmy tak jeszcze chwilę. W końcu znalazłam to czego mi brakowało, mimo to ciągle czułam pustkę. Byłam wręcz pewna, że to jeszcze nie koniec poszukiwań.''
Każdego dnia zastanawiamy się, co nas będzie czekało. Słyszymy tylko hałas. Pusto nam i cicho mimo ,że słyszymy tyle głosów. Jesteśmy zagubieni. Nie potrafimy się określić. Stajemy i nie wiemy co powiedzieć. Nie zawsze nasze gadulstwo jest dobre, ale cisza też czasem może przerazić. Czy to znaczy, że trzeba się poddać? Nie, bo kiedy się poddamy upadnie nasza wola. Przestaniemy postrzegać wszystkich indywidualnie. Wszystkich spakujemy do jednego pudła z napisem : Śmieci. Czy chcemy żyć na wysypisku? Za pewne nie. Chcemy po prostu odrobiny zrozumienia. Ale szukając uparcie czegoś , co ma zapełnić pustkę, możemy tej tolerancji nie uzyskać. Jedyna nasza nadzieja to ... serce...

Życie, trudna gra...

Życie. Ciągła ucieczka przed przeciwnościami losu. Poszukiwanie szczęścia i miłości. Bezpieczeństwa i ciepła. Otuchy i szczerości.  To niełatwe zadanie w świecie pełnym nienawiści. Każdy krok się liczy, każde słowo, każdy gest. Wystarczy tylko zły dobór miny do sytuacji. Człowiek i jego problemy… Czasem wydaja się one dla nas błahe, ale dla tej osoby są ważne jak cholera. Krzywdzimy innych, a sami nie chcemy być tak traktowani. Cały problem polega na tym, ze jesteśmy mściwym pokoleniem. Swoje problemy przenosimy na innych.

„Tajemnice Umysłu”

„Tajemnice Umysłu”





   -Jestem normalna… Na pewno jestem… Jestem tu tylko przez przypadek. Oni na sto procent po mnie wrócą! Oni chcą, żebym się załamała, ale nie uda im się to!– Słychać jej głośny szept. Histeryczny i zachrypły od wcześniejszego krzyku. Środki uspakajające zaczynały już działać, lecz nie na długo. Pacjentka nie krzątała się po pokoju i nie szukała sposobów na wydostanie się z ośrodka leczenia chorych umysłowo.- Oni chcą mi wmówić, że jestem chora. Ja po prostu nad nimi góruję! Boją się mnie!- Słychać jej szaleńczy chichot, który odbija się echem po prawie pustym pokoju.- Jeszcze wrócę na wolność, nie możecie mnie trzymać tu wiecznie.

   Ściany są kremowe, okna zakratowane. Pojedyncze łóżko stojące w kącie. Mała szafka nocna z lampką. Pokój wypełniał półmrok. Za oknami już zmierzchało. Dziewczyna siedziała dalej na parapecie. Kolana miała podwinięte pod brodę. Bujała się w te i we w tę. Oczy miała otwarte szeroko, były strasznie przekrwione ich barwa dawno zdawała się blaknąć. Teraz były niemal przezroczyste, co nadawało dziewczynie jeszcze bardziej złowrogiego wyglądu. Jej ręce były pełne zadrapań. Krew zasychała już powoli. Paznokcie były najbardziej w tej krwi ubabrane. Sama ta dziewczyna nie była świadoma, że się kaleczy. Jedyne, co jej pozostało to pogodzić się ze swoim losem. Miała jedynie 18 lat, a ledwie tydzień temu trafiła do ośrodka dla obłąkanych. Kiedyś uchodziła za wzór do naśladowania, teraz jej właśni rodzice nie odwiedzają córki.

-Boicie się mnie! Czuję wasz strach!- Krzyczy. Środki tracą swoja moc. W przypadku tej dziewczyny, leki przestawały działać bardzo szybko.- Wiecie, że mnie nie pokonacie, dlatego mnie tu zamknęliście, ale ja się stąd wydostanę! Będziecie mnie jeszcze błagać o wybaczenie! To tylko kwestia czasu!

    Za drzwiami stoi pielęgniarka wraz z lekarzem. Obawiają się tak krótkiego działania leków. Dziewczyna miała rację. Oni się jej obawiają.

-Panie doktorze. Nie możemy dać jej większej dawki.- Pielęgniarka jest przejęta. Na twarzy doktora gości głęboka trwoga.

-Musimy coś z tym zrobić.- Doktor nie raz na swoich nocnych dyżurach słyszał jak dziewczyna śmieje się opętańczo, mówi do siebie. Najbardziej martwiło, do, że nie potrafił jej ujarzmić. Radził już sobie z wieloma przypadkami, ale nie spotkał jeszcze tak opornego.

-Następna dawka leku może pogorszyć sprawę… Może nawet ją zabić.- Pielęgniarka, mimo, że nie przepadała za tą dziewczyną nie chciała jej śmierci. Anastazja już nie raz ją zaczepiała, kiedy ta wchodziła do jej pokoju. Zadawała masę pytań. Najczęściej niezręcznych dotyczących rodziny Karoliny. Ale jako pielęgniarkę nauczono ją, żeby nie dawała się podejść. Takie osoby są nie przewidywalne. Mogą tylko odwracać naszą uwagę. Karolina nie była wiele starsza od Anastazji. Dzieliło je tylko 3 lata, dlatego też odczuwała większe współczucie. Była tak młoda, a nie mogła żyć normalnie. Doktor uważał, że objawy musiała sama przed sobą maskować. Niestety, kiedy już zrozumiała, że stanowi zagrożenie po zaatakowaniu swojej młodszej siostry, pięcioletniej Eli, było już za późno. Dziewczynka do dzisiejszego dnia walczy o życie, po tym jak siostra prawie ją udusiła oparami gazu z kuchenki. Matka była wstrząśnięta, kiedy ujrzała swoją pierworodną na klatce uśmiechniętą. Przerażająco uśmiechniętą. Kobieta prędko popędziła do domu i zastała nieprzytomną już Elę. To sprawiło, że niezwłocznie i nieodwracalnie skazali Ane, jak czasem na nią mówili, na te męki. Lekarze sądzili na początku, że to brak miłości, lecz z tym feralnym wypadkiem cała miłość do Anastazji znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pielęgniarka znała całą tą historię na pamięć, ale dalej wzdrygała się na samo jej wspomnienie.

-W takim razie trzeba będzie zmienić jej salę.- Karolina dobrze wiedziała, co lekarz ma na myśli. Było tylko kilka takich pomieszczeń, bo szpital nie często spotykał się z takimi przypadkami. Sala, o której mówił Doktor Walicki znajdowała się na najniższym poziomie centrum zdrowotnego. Były one usytuowane z dala od reszty pacjentów. Było dźwiękoszczelne, co umożliwić mogło Anastazji nocne wycie, bez przeszkadzania reszcie. Mimo „rozwiązania” problemy Any, Walicki Krzysztof nie miał zamiaru po przestać. Chciał się o niej jeszcze więcej dowiedzieć. Jego ciekawość górowała nad strachem.

   Jego celem było poznać myśli Anastazji, poznać jej przeszłość i zrozumieć, co ją tak odmieniło. Co sprawiło, że chciała zabić młodszą siostrę, co karze jej się kaleczyć? Te i wiele innych pytań nurtowało lekarze bez granic. Czasem we własnym mieszkaniu nie mógł uwolnić się od straszliwej Any. Był kawalerem, więc nikomu nie przeszkadzało to, że tak nad tym wszystkim rozmyślał. Prowadził nawet notatnik, w którym zapisywał najnowsze wieści na temat Anastazji. Wiedział, że dziewczyna ma pewność z obawy innych jej osobą. Wykorzystywała ten strach, kiedy pielęgniarki wchodziły do jej pokoju. Jednak dziwiło go, że do tej pory jeszcze nie uciekła. Kiedyś zdarzyło się tak, że ogłuszyła pielęgniarkę i wyszła z Sali. Przechadzała się po korytarzach podskakując radośnie, aż nie trafiła na wyjście z kliniki. Wszyscy byli zdumieni widząc ją stojącą w drzwiach. Jej rozczochrane włosy, poplamione krwią ubranie, drżące ręce, nogi wręcz kruche na pierwszy rzut oka, lecz w rzeczywistości mocne i silne. Anastazja jednak stała tylko w przejściu, patrząc jak pada deszcz, pojawiała się, co jakiś czas przy błysku błyskawicy. Wtedy była przeraźliwa burza. Wysiadł prąd, a my obawialiśmy się, że zajdzie nas od tyłu, bądź równie łatwo w tej ciemności pozabija. Jednakże tak się nie stało. Krzysztof zachodził wtedy w głowę, czemu nie starała się ukryć w jakimś zakamarku i czekać, aż będzie mogła spokojnie wyjść. Szczerze zdziwiło go to, Ana sama z własnej woli wróciła do Sali, która była jej pokojem. Wszyscy byli wtedy w takim stresie, że na każdy szmer reagowali piskiem lub gwałtownym i nerwowym odwracaniem się za siebie, w obawie, że ktoś idzie za nimi.

-Panie doktorze?- Karolina wyrwała Walickiego z jego rozmyślań nad owym wydarzeniem. Nie bardzo zdawał się być zainteresowany tym, co powiedziała pielęgniarka.

-Tak?- Zapytał chcąc usłyszeć ponownie zadane mu pytanie, pielęgniarka od razu zrozumiała, że doktor wcale nie był myślami z nią, w tym miejscu.

-Pytałam, kiedy zamierza doktor przenieść Anastazję do NOWEJ Sali.

-Jak najszybciej.- Odpowiedz była krótka i zdawkowa. Jednak ton zdawał się nie znosić sprzeciwu. Pielęgniarka dobrze znała ten ton. Skoro doktor Krzysztof mówił jak najszybciej, to znaczyło, że sprawa jest wręcz wagi państwowej, tak jakby od jej przeniesienia zależały losy świata. „Może i zależą” –Ta myśl przemknęła jej tak szybko, że nawet nie potrafiła się otrząsnąć z szoku. Walicki zauważył to od razu.- Czy coś się stało?- Zapytał to troskliwie to z ciekawości. Podchodził pod czterdziestkę, nie miał żony, ani dzieci. Był sam jak palec. Wszyscy go szanowali, może z powodu jego kruczego spojrzenia? Jego oczy były niemal tak czarne jak źrenice. Czasem trudno było je od siebie rozróżnić. Jego brwi były krzaczaste, co sprawiało, że wyglądał na poważnego i wiecznie czymś zafrasowanego.

-Nie panie doktorze wszystko w porządku, ja po prostu… - Zawiesiła się w pół zdania.

-Tak Karolino?- Czekał cierpliwie, choć nie krył się z irytacją, aż tak bardzo, chciał mieć już za sobą to wszystko. Przenieść bezpiecznie, Ane do nowego „pokoju”, by następnego dnia móc z nią porozmawiać, tak jak to robił już wiele razy. Choć bez większych rezultatów. Anastazja nie była skora do współpracy. Wiedział, że on chce ją wykorzystać jak królika doświadczalnego. Jednak sam Krzysztof nie był do tego tak całkowicie przekonany. Chciał zgłębić tajemnice. Tajemnice strasznej Anastazji, tej, która była przestrogą dla starych i młodych. Ta, która stała się legendą za życia, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy.

-Co będzie, jeżeli ucieknie? Co stanie się, jeżeli?…

-Nie myśl teraz o tym. Teraz trzeba ją prze eskortować. I to teraz.

-Tak jest panie doktorze.

     Oboje weszli do pokoju obłąkanej. Nie zauważyli jej jednak od razu. Karolina kurczowo trzymała się rogu swojego służbowego ubrania. Miętosiła go tak bardzo, że zdawało się, iż się trochę rozciągnął. Była zestresowana tym, że nie widzi swojego przeciwnika. Gdy nagle za ich plecami pojawia się cień Any. Stoi w drzwiach oświetlona słabym światłem padającym z okna. Ma głowę spuszczoną w dół. Długie pasma włosów opadają jej bezwładnie na twarz, mimo to i tak zauważają jej chytry i złowieszczy uśmieszek. Kiedy podnosi powoli głowę ku górze zauważają w jej oczach władcze i dumne spojrzenie. Wiedzą, że nie szanuje ich, a ni tego, co dla niej robią. Byli dla niej obojętni.

-Musimy iść Ano. Czas na małą zmianę pokoi.- Doktor zdawał się mówić do niej jak do dziecka. Starał się jej też nie spłoszyć jak dzikiego zwierzęcia. Dziewczyna zaśmiała się szyderczo.

-Gdzie mnie tym razem zamkniecie? W piwnicy ze szczurami?- Jej śmiech zdawał się dochodzić z bardzo daleka, co jeszcze bardziej zdenerwowało Karolinę. Pielęgniarka zaczęła oddychać szybciej, a serce tłukło się w jej piersi jak oszalałe. Nie mogła nad nim zapanować. Anastazja zwróciła na nią uwagę. Patrzyła na nią tak, jakby chciała przewiercić jej oczy własnym wzrokiem. Karolinę opanowała panika. Gdyby nie była tu z Krzysztofem z pewnością już dawno rzuciłaby się do ucieczki. Zapomniała o wszystkim, o czym się uczyła.

-Nie. Będziesz mieszkać w wygodnym pokoju, gdzie nikt nie będzie cię nie niepokoił. – Walicki zdawał się być opanowany. Dużo czasu spędzał nad rozgryzieniem Any. I choć i tak nie wiedział, czego się po niej spodziewać nie bał się jej tak jak pielęgniarki. Wiedział, że jest od niej silniejszy. Jednakże na samą wzmiankę w swoich myślach o użyciu przemocy wobec Any drgnął nieznacznie. Nie chciał jej zrobić krzywdy, jednak, kiedy byłoby to koniecznie nie mógłby się nad tym zastanawiać. Musiałby działać szybko i zdecydowanie, nie, zwróciwszy uwagi na ból przez niego zadawany.

     Ana dalej stała. Wpatrywała się w nich niezrażona. Obserwowała każdy ich ruch. Obrzuciła obojga chłodnym szatańskim spojrzeniem. Kiedyż to znowu wybuchła szaleńczym chichotem. Wszystko działo się w krótkim czasie, ale całej trójce zdawało się to trwać wiecznie. Chociaż Anastazja nie była wcale zawiedziona. Mogła patrzeć jak trzęsą się ze strachu. Ze strachu przed nią. Czuła jak rośnie w siłę, była świadoma swojej potężnej mocy, chociaż nie do końca była świadoma, co ma zamiar tym osiągnąć. Nawzajem bacznie się sobie przyglądali. Ana po raz pierwszy mogła opisać Karolinę. Po raz pierwszy mogła przyznać, iż jest bardzo ładna. Miała oliwkową cerę i włosy o kolorze ciemnego blond. Oczy lśniły zielenią. Dopiero teraz Anastazja zauważyła, że po jej policzkach spływają łzy. Karolina była jednak tym niewzruszona. Nie chciała zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nie miała odwagi sięgnąć wierchem dłoni, by zetrzeć łzy. Intuicja podpowiadała jej, że nie należy wykonywać gwałtownych ruchów, tak jak w obecności dzikiego drapieżnika.

     Anę intrygowało jedno. Czemu przestraszona na Amen Karolina, ciągle tu przychodziła? Czyżby miała w tym jakiś cel? A może po prostu nie miała innych zajęć? Anastazji wydało się to absurdalne. Poco miała TU przychodzić, do NIEJ. Miała przecież do wyboru masę innych pacjentów - obłąkańców.

     Doktor zdał się dostrzec rozdarcie wewnętrzne Anastazji. Przestała się uśmiechać i histerycznie, wręcz przeraźliwie się śmiać. Na jej twarzy ujawniło się coś na, wskutek czego okazała słabość. Walicki wiedział, że nie potrwa to długo. Osoby z tego typu problemami miały zawsze zmienne uczucia. W jednej chwili były uśmiechnięte i szydercze, następnie płakały i krzyczały w niebogłosy. Współczucie zdawało się trwać na twarzy Any nieskończenie. Doktor jednak wolał nie ryzykować. Wolał „zaatakować”, kiedy Anastazja niczego się nie spodziewała. Nie czekał też na żadną pomoc ze strony siostry, która stała unieruchomiona. Tak bardzo przerażała ją Ana, że na jej widok cała drętwiała i nie potrafiła się opanować. Zwłaszcza, kiedy Ana świdrowała ja i hipnotyzowała bladymi tęczówkami.

-Anastazjo, przestań to robić.- Doktor zwrócił jej uwagę ostrożnie, ale stanowczo. Nawet taka Anastazja nie mogła się sprzeciwić jego władczemu głosowi. Natychmiast przestała przewiercać Karolinę wzrokiem. Przeniosła za to wzrok na doktora. Niestety rezultat był marny. On jeden nie ulegał jej wyblakłemu spojrzeniu. Na samym początku działał na niego w ten sam sposób jak na Karolinę i resztę personelu, ale teraz uodpornił się na to. Gdyby nie, to, iż tak bardzo intrygowała go ta osiemnastolatka…

-Jak sobie chcesz.- Wzruszyła ramionami, jakby ją to w ogóle nie ruszało, co z pewnością było prawdą. Walicki zauważał, że przez Anę przemawia czasem ona z dawnych lat, kiedy wszystko było jeszcze dobrze. Kiedy pomagała w domu starców, kiedy była pilną uczennicą, miała maniery i poczucie humoru? Kiedy jej oczy miały kolor nieba, a słońce sprawiało, że jej włosy lśniły niczym złoto? Wszystko się od tego czasu pozmieniało. Po dawnej Anastazji nie pozostało już nic.

-Teraz weź swoje rzeczy i idziemy. Tylko nic nie kombinuj!

-Nie masz się, czego obawiać.- Zachichotała złowieszczo.- Nie ucieknę stąd, wolę was gnębić, aż w końcu sami zapragniecie się mnie pozbyć. Kiedy pozwolicie mi umrzeć?...- Na twarzy pojawił się jej uśmiech zupełnie jakby była zdrowa. Jednak to były tylko pozory.- Zobaczymy jak długo to zniesiecie.

-Nie pozwolimy ci umrzeć Anastazjo.- Głos Krzysztofa roznosił się po pokoju. Pielęgniarka nawet nie drgnęła. Była zbyt przejęta. Nie chciała się wychylać.

-Oh… Mama Cię nie uczyła, że nie wolno kłamać?- Pogroziła mu palcem, jak małemu dziecku. Zaśmiała się potem sarkastycznie i wariacko.

-Uczyła, dlatego też mówię, że ci na to nie pozwolimy. My nie zabijamy, tylko pomagamy. A to duża różnica Ano. Nie rób z nas tyranów.

-Jak to zrobić? Ciągle dajecie mi jakieś lekarstwa i wmawiacie, że jestem nienormalna! Przez was tyle straciłam!- Anie spłynęła łza po policzku. Dziewczyna widząc zdziwienie na twarzy Doktora i Karoliny szybko ją ociera. Znowu przybiera postać złego charakteru. Widzi w ich oczach współczucie, co sprawia, że szybko odwraca głowę. Mimo, że grała przed nimi niedostępną, pokazywała, że również ona ma uczucia. Walicki wpada na pomysł dotarcia do dziewczyny. Rozwiązanie jakby samo wpadło mu w ręce. Nigdy wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Może też, dlatego, że większość pacjentów nie chciała wracać do przeszłości, ale dla niej to była jedyna deska ratunku.

-To nie nasza wina. Twoi rodzice kazali…

-Moi rodzice… Ja nie mam rodziców! Którzy rodzice zostawiają dziecko w takim miejscu jak to? Jacy się pytam?!- Jej krzyk przeraził się w szloch i popiskiwanie. Jęki mogłyby łapać za serce, gdyby nie nastały po nim śmiech. Wręcz chichot hieny.

-Co cię tak bawi?- Doktor nie chciał dać za wygraną. Jego celem było dbanie o WSZYSTKICH pacjentów, bez względu na ich niestosowne zachowanie i stopień choroby.

-Jak to, co? Bawi mnie to, że jego plan nie wypalił.- Jej śmiech był nie do zniesienia.

-Czyj plan? Anastazjo powiedz…- Niestety czas na rozmowy minął. Ana przestała kontaktować. Błędny wzrok zatrzymała na podłodze tuż przed sobą. Zgodziła się by Walicki prowadził ją wraz z Karoliną do jej pokoju.

    Szli wolno nigdzie się nie śpiesząc. Karolina była podenerwowana. Anastazja już nie raz uwolniła się z kaftana zabezpieczającego, „Może tym razem, da sobie spokój.”. Karolina strasznie nie lubiła odprowadzać chorych, bała się, że dostaną na przykład nagłego ataku histerii. A w towarzystwie Any niebezpieczeństwo i strach był na granicach wytrzymałości. Już nie raz chciała uciec, zmienić pracę, ale nie mogła. Ze względu na swoje postanowienia. Jej matka popełniła samobójstwo. Również była chora, wtedy Karolina poprzysięgła, że będzie pomagać takim ludziom, by zadośćuczynić matce, która się nie interesowała.

      Doszli na miejsce. Ana obeszła pokój dookoła. Wiedziała, że zaraz zamkną drzwi z nadzieją, że nie wyjdzie, ale Ana znała ich za dobrze. Wiedziała, że odczekają Chwile, czekając na jakieś pojękiwanie.

      Doktor zgodnie z oczekiwaniami Any stał tak, gdzie myślała. Miał nadzieję spotkać się z nią jutro. Był pewien, że skoro Anastazja już tyle zdradziła, będzie łatwiej pociągnąć ja za język. Chciał poznać jej myśli, sekrety, chciał błądzić po zaułkach jej umysłu, jednak czy to będzie mu dane? Jego celem jest znaleźć odpowiedzi…

-Panie Doktorze…?- Karolina wyrwała go z jego rozmyślań.

-Tak?

-Nie jest Doktor zmęczony? Za panem długi dzień. Może niech pan idzie do domu…

-Nie, zostanę tu jeszcze moment.- Tym razem to on jej przerwał.

-Na pewno?- W jej głosie było słychać niepewną nutę.

-Tak Karolino, ty możesz już wracać do domu. O mnie się nie martw.

-Dobrze. Dobranoc Doktorze.

-Dobranoc.

     Odprowadził ja wzrokiem. Chciał mieć pewność, że jest sam. Nie chciał świadków. Choć sam nie wiedział do końca, gdzie zmierzają jego myśli. Jego umysł plątał się w sieci trudnych pytań, domysłów i tym podobnych. Czuł rozżalenie. Był zły na samego siebie, ze nie dowiedział się więcej.

     Rozważania doktora przerwał cichy głos dobiegający zza drzwi. Piękny czysty głos. Roznoszący się echem. Nie mógł uwierzyć, że to śpiewała Anastazja. Nie był w stanie, ponieważ jeszcze nie słyszał jej w takiej wersji.

- Życie za krótkie jest, by w kłopoty bawić się…

     Słyszał tylko urywki piosenki, ale wiedział, że nigdzie jej nie słyszał. Czuł dreszcz na ciele. Był podekscytowany tym odkryciem.

- Nie bój się wstać i walczyć o swoje, bo to jest właśnie sens…

     Mężczyzna czuł jak zmęczenie bierze nad nim górę… Zasypiał wsparty o mały stolik na korytarzu. Nie pamiętał już nic, tylko słodki głos Anastazji i słowa przez nią wypowiadane.

     Następnego dnia zbudziły go krzyki i śmiechy. Jeszcze zanim doszedł do siebie wiedział, co się stało. Ana się zbudziła i nie chciała dać spać innym. Doktor Walicki spojrzał na zegarek. Dochodziła 6:05 rano. Nie mógł uwierzyć, że tak długo spał. Zazwyczaj przesypiał 2 godziny tym razem było to 5 godzin. Jednak nawet nie czuł się wypoczęty, może, dlatego, że strasznie bolały go plecy. Przeczesał włosy dłoniom, choć wiedział, że to nie potrzebne, miał krótkie włosy, dlatego było małe ryzyko, że są niesfornie poukładane. Poprawił kołnierz i zapiął guzik pod szyją. Wstał i powędrował do swojego gabinetu.



-Jestem normalna…- Powtarzała wciąż Anastazja.-Nie jestem taka jak oni. Nie! I to tylko przez ten cholerny świat…- Ana cichutko łkała w zaciszu swojego nowego pokoju. Chciała już nigdy go nie zobaczyć. Chciała przestać istnieć. Czuła, że już nie jest częścią tego świata, ale czuła również, że tylko Doktor Walicki jest jej szansą na powrót do normalności. Tylko on mógł jej pomóc, ale jak? Przecież on tez miał ją za chorą umysłowo. Może to też, dlatego, że się tak zachowywała. Jednak jak nie stracić tu rozumu nie mogąc porozmawiać z kimś normalnym i na poziomie.- Jestem tutaj tylko przez niego…- Szeptała z nadzieją, że ktoś ja usłyszy. – On jest winny…

" Słychać tylko cichutki stukot obcasów. Słychać ściszone głosy. Szloch... Wariacki śmiech... Trafiła do piekła , z którego nie tak łatwo jest się uwolnić.

'Teraz zostałam sama i wystarczy mi tylko , ze śmierć się nade mną zlituje...'

Miała złudną nadzieję, kiedy kładła się spać..."

Czemu człowiek boi się śmierci?

Czemu człowiek boi się śmierci? Bo jej nie zna. Nie możne jej dotknąć,ani zobaczyć. Ja osobiście się jej nie lękam. I choć to dziwne mogę powiedzieć ze ja kocham. Kocham za to ze nadchodzi kiedy najmniej się tego spodziewamy. Że jest tajemnica, zagadka. Kocham ja za to, a jak się do tego przyznaje ludzie mówią, że oszalałam. Możne i tak ale lobie siebie za to jaka jestem.To ze jestem inna, nie znaczy ze gorsza.Znaczy normalna na swój własny sposób, którego nikt poza mną nigdy nie zrozumie.