Quidditch…Jedna z najbardziej znanych wśród
czarodziejów gra sportowa.
Dwie drużyny. Po trzy
bramki dla każdej z nich. Siedmiu zawodników. Jeden obrońca, trójka
ścigających, dwójka pałkarzy i jeden szukający.
Gra, dzięki której ja mogłam poczuć , co to
jest życie. Na miotle czułam się jak ryba w wodzie. Nie czułam strachu
dosiadając mojej Błyskawicy. Była wspaniała, nigdy mnie nie zawiodła.
-Victoria podaje kafla
Angelinie, która podaje go Katie. Dziewczęta wspaniale sobie radzą , a
Weasley’owie dzielnie bronią swoich pań.
Kierują wściekłego tłuczka prosto na drużynę Ślizgonów. –Lee Jordan komentował wszystko jak zawsze.-
Victoria przy bramce Ślizgonów.. I tak ! zdobywa 10 punktów dla gryffindoru!
Gra toczyła się zaciekle. Nikt nie chciał
się poddać. Ron bronił z poświęceniem, a Harry wypatrywał złotego znicza. Ja
wraz z dziewczynami z drużyny , zdobywałyśmy kolejne punkty.
-Warrington cóż za
nieczysta gra ! Rzucił się na nasza bidną Katie, która prawie zleciała ze
swojej miotły. Oni to chyba nigdy nie
nauczą się uczciwej gry. Słyszymy gwizdek. Rzut wolny dla gryfonów. I
tak ! 10 punktów dla naszych czerwonych… Sprawdźmy co się dzieje trochę
wyżej… Harry i Draco krążą nad boiskiem
, gdy nagle z zawrotną prędkością pędzą w dół, czyżby zobaczyli na dole znicza
? Pędzą, są coraz bliżej ziemi… Zaraz się rozbiją ! Chociaż Draco taki upadek
może pomóc… wyładnieje w końcu…
-Lee !- Profesor
McGonagall upomniała go.
-Przepraszam pani
profesor…Był to jednak tylko zwykły zwód Wrońskiego w wykonaniu naszego
Pottera. Żryj Piach Malfoy !
-Lee ! Bo zaraz oddasz
mi ten mikrofon !
-Przepraszam ! Już się
nie powtórzy ! - Lee grzecznie przeprosił za swoją uwagę, ale i tak Gryffoni
ryknęli śmiechem. Lee i komentowanie meczów quidditch’a … Idealne połączenie. –
Angelina zdobywa kolejne punkty dla gryffindoru , a Milles, obecny obrońca
slytherinu najwyraźniej nie jest z tego zadowolony. Co się dziwić… Przegrywają…
Tak bywa, jak się gra ze wspaniałymi Gryfonami !
Słychać jak tłum krzyczy , klaszcze. Te
emocje , które zawsze towarzyszą mi podczas gry. Weasley’owie odbijali tłuczek tak by trafiał w zawodników
ślizgonów. Byli wspaniałymi graczami… zwłaszcza Fred…
Gra kończy się , gdy Harry łapie znicz.
Wszyscy wiwatujemy wymachujemy swoimi miotłami. W końcu wygraliśmy. Podbiega do
mnie Fred. Staje przede mną i patrzy mi w oczy .
-Wygraliśmy- oznajmia
mi wesoło, po czym zbliża się do mnie powoli. Wyciąga rękę w stronę mojej
twarzy. – Vicy ja… - Nie mówi już nic, gdyż nasze ustał łączą się w pocałunku,
kiedy odrywamy się od siebie...
-Fred…
-Victoria ! Wstawaj ! Święta są !
Czyli tylko sen…
Jak mogłam się nie domyślić, to było zbyt piękne. Próbuje udawać, że nie
ruszyło mnie to energiczne budzenie, jednak dziewczyny nie dają za wygraną.
-Vicy ! Nie daj się prosić ! –Ginny zabiera mi kołdrę, co
sprawia, że zwijam się w kłębek , aby zatrzymać
ulatujące ciepło.
-Nie udawaj , że śpisz. Ona i tak nie da za wygraną. –
Hermiona najwyraźniej sama została obudzona przez Ginny.
-Oj nie przesadzaj ! Przecież nie była taka zimna ta woda !
-Nieee wcale! – Hermiona wyraźnie była urażona.
-C-co ? Jaka woda ? – pytam otwierając oczy. Patrzę w stronę dziewcząt i zauważam ,ze Herma ma
jeszcze mokre włosy.
-No bo mała panna Weasley uznała, ze skoro nie reaguje, to
coś ze mną nie tak. Wystrzeliła z różdżki we mnie wodą. Myślałam , ze zamarznę
! – Hermiona odwróciła się plecami do Ginny.
-To nie moja wina ! trzeba było ruszyć tyłek za pierwszym
ostrzeżeniem ! – Ginny również się od niej odwróciła. Wyglądały dość zabawnie i
nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Co cie tak bawi ? Ty
nie musiałaś suszyć łóżka ! – Herma spojrzała na mnie spode łba , ale i tak
zobaczyłam , ze kąciki jej ust się podnoszą. Nie potrafiła się gniewać na
rudowłosą.
Wstałam i zaczęłam
grzebać w kufrze. Wyjęłam rurki i do tego założyłam koszulę , krawat i
obowiązujący w Hogwarcie szkolny sweterek z herbem szkoły. Wzięłam swoje rzeczy
i poszłam za kotarę, gdzie spokojnie się ubrałam , słuchając jak dziewczyny się
kłócą. Wyszłam zza kotary czesząc swoje włosy. Przyglądałam się im, gdy nagle
zdałam sobie sprawę….
-Dziewczyny ! Co wy robicie w moim dormitorium ? Przecież
jakby Angelina i Katie się o tym dowiedziały … - zrobiłam przerażoną minę, a
one się zaśmiały.
-Oj już nie przesadzaj ! Najwyżej dostałybyśmy poduszkami.
Wiesz jakie one są. – Ginny zaczęła je naśladować, a my z Hermioną pękałyśmy ze
śmiechu.
Były święta.
Większość uczniów wyjechała do domu na święta. Zostali tylko nie liczni. Cała
rodzina Weasley’ów , Potter i Hermiona.
Czyli moja Hogwardzia rodzina. Dzięki nim czułam się tu naprawdę dobrze. Mogłam
na nich liczyć. Fred i George byli moimi przyjaciółmi od ponad 5 lat, Potter
odkąd przyłączył się do Gryfonów i tak samo Ron. Ginny jako, ze spędzała czas z
Harrym i braćmi włączyła się do grona moich przyjaciół, a Hermiona była w
pakiecie z Harrym i Ronem.
-To co będziemy dzisiaj robić ? W końcu są święta i nie
musimy iść na żadne lekcje, mamy cały dzień wolny ! – Ginny była cała w
skowronkach, a jej humor udzielał się innym .
-Najpierw zjedzmy śniadanie, umieram z głodu…- Ron jak
zwykle głodny poszedł przodem do wielkiej Sali , gdzie jedliśmy wszystkie
posiłki. Spotkaliśmy się tam z reszta uczniów z innych domów, którzy również
zostali w zamku.
Przy stole
nauczycielskim brakowało tylko Hagrida. Naszego gajowego, który zawsze sprawiał
wrażenie człowieka wolego od trosk. Nauczał w Hogwarcie opieki nad magicznymi
stworzeniami. Chociaż najczęściej kazał nam opiekować się hybrydami , takimi
jak na przykład sklątki tylnowybuchowe. Jednak i tak nie dało się go nie lubić.
-Ej co sądzicie o bitwie na śnieżki ?- George patrzył na nas
z uśmiechem i wyczekiwał na odpowiedź.
-Jasne , czemu nie. Skoro chcesz oberwać od dziewczyny…-
zaśmiałam się , a reszta mi zawtórowała.
-Ale to nie będzie taka zwykła bitwa. To będzie bitwa na
śnieżki ale na miotłach moja droga- Puścił mi oczko po czym spojrzał na resztę.
-Ej ! zarzucasz coś moim umiejętnością miotlarskim ? !
–Oburzam się , ale George nie odpowiada mi ,gdyż wyskakuje na niego Ginny.
- A co z Hermioną ? Ona nie lubi mioteł !- Ginny była
wyraźnie zawiedziona, ze jej przyjaciółka nie będzie mogła wziąć udziału w
zabawie.
-Oj to nic Ginn. Posiedzę , popilnuje , żebyście nie
oszukiwali . – Hermiona wyraźnie odetchnęła z ulgą , gdy dowiedziała się , że
bitwa odbędzie się w powietrzu. Najwyraźniej nie przepadała za bitwą na śnieżki
.
-Na pewno ? – Ginny wolała być pewna.
-Na pewno- Herma uśmiechnęła się przyjaźnie.
Poszliśmy do
swoich pokoi po miotły. Oczywiście poubieraliśmy się też starannie, żeby nie
zamarznąć. Czapki, szaliki, rękawiczki. Wszystkie w kolorach Gryffindoru.
Ubrani , gotowi
do walki pobiegliśmy na błonie, gdzie rozpętała się prawdziwa bitwa.
Dosiedliśmy mioteł. Ja i moja błyskawica to dobrana para. Ginny i ja zawarłyśmy
sojusz i razem atakowałyśmy chłopców. Jednak szanse nie były wyrównane ze
względu na to , ze było ich czterech a
my tylko dwie. Dawałyśmy sobie jednak radę z nimi. Jedna ubezpieczała drugą i
na odwrót.
Ron co najmniej
trzy raz spadł z miotły w wielką zaspę, szybko upewnialiśmy się , ze nic mu nie
jest i wracaliśmy do gry nie czekając ,aż zasiądzie na miotle i do nas wróci.
Fred i George zabrali mi czapkę, którą odzyskała Ginny. Potem chłopaki się
zaczęli popisywać. Śmiałyśmy się i nie mogłyśmy powstrzymać, strasznie nas
brzuchy bolały, kiedy chłopcy pospadali z mioteł i zaczęli na wzajem się
nacierać.
Czas mijał nam
szybko , byliśmy zmęczeni i cali przemoczeni. Nie wiem jak długo musiałam
uciekać przed bliźniakami , którzy się na mnie uwzięli. Na szczęście mnie nie
dopadli. Raczej oni ucierpieli wpadając na wielką zaspę śnieżna. Nie zauważyli
jej , najwyraźniej skupiając się tylko na mnie.
No cóż.. tak
bywa. Trzeba patrzeć, gdzie się leci. Po tym jak odkopaliśmy rudzielców
poszliśmy się przebrać i ogrzać. Rozmawialiśmy , gdy nagle w okno zaczęła
stukać sowa.
Otworzyliśmy jej
,a gdy wleciała usiadła mi na ramieniu. Trochę to bolało, bo miała długie
szpony , jednak jak widać nie należała ona do uprzejmych. Pod nos podstawiła mi
swoją łapę z listem. Odwiązałam go i sowa nagle wzbiła się do lotu , jeszcze
bardziej raniąc mi ramie.
-Od kogo to ? – zapytał wścibsko Ron.
-Nie twoja sprawa ! Może to od jej chłopaka ! – Ginny
zwróciła mu uwagę.
-Nie mam chłopaka Ginn i dobrze o tym wiesz.- zaczerwieniłam
się lekko.
-No to od kogo to ? – Ron najwyraźniej się nie przejął uwagą
młodszej siostry.
-Sama nie wiem , nie spodziewałam się dzisiaj sowy. Możliwe
, że babcia przesyła mi życzenia…
-Skąd pomysł , ze od babci ? – Hermiona spojrzała na nas
znad lektury.
-Nie widziałaś tamtej sowy ? –Zapytałam , a oni spojrzeli na
mnie zdziwieni.
-Co z nią było nie tak ? – Pyta Ron, który przeżuwał właśnie
jakieś ciastko.
-Nie widziałaś, ze dziób miała trochę jak mops ? Moja babcia
wygląda jak mops…
-I co w związku z tym ? – Pyta zdezorientowana Hermiona.
-Przecież zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli. –
Mówię takim tonem , jakby to było oczywiste. Herma przewróciła teatralnie
oczami, czuje się chyba urażona, ale szturcham ją łokciem, żeby pokazać , że to
są tylko żarty. Po chwili odzywa się George.
-Ej… Ale ty tez masz w sobie coś z psa…
-Słucham ? – Pytam z lekkim niedowierzaniem.
-No wiesz… Może to przez ten ogon… - Machinalnie się
odwracam , z lekkim przerażeniem w oczach, aż uświadamiam sobie, ze specjalnie
to powiedział. Takiej właśnie reakcji oczekiwał…
-O kurde ! zauważyłeś… - Patrzę na niego smutno.
-Oj nie przejmuj się nikomu nie powiemy. – Fred patrzy na
pozostałych, a oni się śmieją.
-Czyli akceptujecie mnie jako psa ?! – Pytam uradowana.
-No pewnie ! Tylko mam nadzieję, ze nie gryziesz…– George
wyszczerza zęby.
-No wiesz… zależy… ale nie martw się. Byłam szczepiona na
wściekliznę. I w ogóle to …Uf… Mogę szczekać bez obawy , że weźmiecie mnie za
dziwaczkę ! – Po czym imituje szczek psa.
Bliźniacy
ryknęli śmiechem , Ron zakrztusił się ciastem, a Ginny stłumiła chichot. Oni
przynajmniej rozumieli moje poczucie humoru. Choć szczerze powiedziawszy
spowodowane może to być tym, że widzieli moją babcie z bliska. Mieli , ze tak powiem
, zaszczyt poznania jej , kiedy odwiozła mnie na peron 9 i ¾ , gdzie wraz ze
mną czekała na ekspres Hogwart.
Otwieram list,
jednak nie jest on od mojej babci. O jaka
szkoda… Myślę , po czym uśmiecham się sama do siebie. List od niej to
ostanie czego chce. Mimo to jestem ciekawa od kogo ten list. Nie miewam zbyt
wielu listów. Jak już coś dostaję to od babci i rodziców. A od nich dostałam
list rano, w takim razie list jest od .. ?
Wstaję i
podążając na górę po schodach do swojego dormitorium. Na dole słyszę
przytłumione szepty i śmiechy, aż z dołu dociera do mnie głos Ginny.
-Pamiętaj , żeby ładnie ubrać się na ucztę wigilijną ! Załóż
tę czerwoną sukienkę !
-Dobra, dobra ! Tylko poco ? !– śmieję się i zamykam za sobą
drzwi.
Która to godzina, że ona każe mi się ubierać
w sukienkę i po co w sukienkę? Spoglądam na zegar , który wisi na ścianie w
moim dormitorium. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że za godzinę jest
bożonarodzeniowa uczta. Będę musiała się przygotować…
Moje myśli
wędrują jednak do listu jaki dostałam. Ciągle trzymam go w rękach. Może
powinnam go zostawić na jutro ? Jeżeli tam jest coś nie miłego ? Jednak ulegam
pokusie. Rozdzieram papier i wyciągam pergamin, na którym bardzo ładnym , wręcz
kaligraficznym pismem jest następująca treść :
Me serce mi ucieka,
Gna niczym wicher,
Niczym Sztorm na morzu wezbranym,
Ja i mój miłości Kwiat,
Ty i Ja, razem za dnia,
Myśli me do Ciebie uciekają,
I nigdy nie przestaną
Chciałbym choć raz
Twych ust poczuć smak
Czy w nich pozwolisz mi zatopić się?
Jeśli poznać chcesz, kim jestem ja
Przyjdź proszę tam , gdzie pocałunku jest raj.
W.
Co za „W.” ? Nie mam pojęcia, ale z listu
mogę się domyślać, że mu się podobam. Czy Ginny o tym wie ? Czy wie kto to ?
Może to dlatego poradziła mi ubrać się w tą czerwoną sukienkę, którą niedawno
kupiłam.
Ciekawa jestem kto kryje się pod tym
zagadkowym „W.”, ale nawet gdyby… jak ja go znajdę ? Jeszcze raz wertuje każdą
linijkę tekstu. Przyjdź proszę tam ,
gdzie pocałunku jest raj. Czyżby
osoba , która to napisała miała na myśli najbardziej oblegane przez zakochanych
miejsce w Hogwarcie ?
Ubieram się w tą samą czerwoną sukienkę,
jaką zasugerowała mi Ginny. Do tego uznała, że założę czarne dodatki. Czarne
szpilki, bransoletki i srebrny łańcuszek, który dostałam od Freda na urodziny.
Postanawiam, że zostawię rozpuszczone włosy. Siedzę przed lustrem i rozmyślam
nad listem . Nie mogę wyrzucić go z głowy. Kto mógł go napisać … i to dla mnie.
Schodzę po schodach do pokoju wspólnego ,
gdzie spotykam Herminę i Ginny , równie wystrojone jak ja. Ginny ma na sobie
piękną zielona sukienkę, która podkreśla jej oczy. Herma za to niebieską, do
której założyła odważne żółte dodatki. Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się
takiego zestawu po takiej uczennicy jak Hermiona.
-Dziewczyny…
Podejdźcie na chwile… Musze wam coś powiedzieć. – wiem , ze mogę im ufać.
Dlatego postanawiam im powiedzieć o tajemniczym liście. Kiedy kończę recytacje
listu wyjaśniam im , że nie mam pojęcia do kogo to.
-Jak
to nie wiesz ? – Hermiona patrzy na mnie zaintrygowana.-Nie domyślasz się nawet
kto ?
-Nie
mam pojęcia. Wiecie dobrze, że raczej przez chłopców okupowana nie jestem…
-Janse!
Odezwała się ! Jesteś ulubioną zawodniczką Gryfonów! – Ginny uśmiecha się do
mnie przyjacielsko i puszcza w moją stronę oczko.
-No
tak… jedną z trzech. No to naprawdę wielki sukces jak na mnie. –śmieje się, a
one patrzą na mnie z niedowierzaniem .
-Ty
naprawdę nie widzisz jak chłopcy na ciebie patrzą ?
-Przecież
jak przechodzisz każdy się odwraca !
-Co
wy gadacie !? – Pytam rumieniąc się strasznie.
-Ładny
kolorek Vicy… -Fred uśmiecha się do mnie.
-Pasuje
do sukienki… - dodaje George również
posyłając mi uśmiech.
-Och
dzięki chłopaki ! To takie… miłeee. – Mówię z przekąsem. Bardzo nie chcę, żeby dowiedzieli
się o tajemniczej wiadomości od nieznajomego.
-Nie
no dziewczyny .. wyglądacie… Wow ! – Ron patrzy na nas i ogląda każda po kolei
.
-Dzięki
Ron. – Herma rumieni się i całuje go w policzek, na co reaguje on tak samo.
Jego policzki oblewa czerwony rumieniec.
-To
co ? idziemy ? –pytam po czym bez czekania na odpowiedź przechodzę przez dziurę
w ścianie. – Wesołych świata Gruba Damo. – jeszcze nie złożyłam jej życzeń, a
przechodziłam już chyba trzy razy przez portret.
-Dziękuje,
dziękuję! Miłej zabawy ! Ja niestety nie wezmę w niej udziału… A szkoda. –Widać
smutek w jej oczach , który zaraz znika, gdy odwiedza ją Violetta z pierwszego
piętra. Szczerze nie przepadam za tą czarownicą. Kocha plotki, ale w sumie cóż
się dziwić . Tylko siedzą w ramach tych obrazów.
-Wesołych
Violetto.- Mówię po czym idziemy dalej. Schodzimy po schodach, ja zatrzymuje
się na chwile.
Zagadka
! przypominam sobie… Pocałunków raj…
to na pewno nie będzie miejsce w Hogwardzie , gdzie spotykają się zakochani.
Jest za daleko od głównej Sali, gdzie odbywa się przyjęcie, a wszyscy uczniowie
muszą być na Sali… Ale w takim razie… Gdzie w Wielkiej Sali będzie raj
pocałunków ? Raj pocałunków. Raj pocałunków. Raj pocałunków.
Mamy święta. Święta Bożego Narodzenia.
Sala będzie przystrojona… Jemioła ! No tak ! dlaczego wczesnej o tym nie
pomyślałam ? Przecież to pod jemioła w święta ludzie obdarowują się
pocałunkami.
Pełna energii , że rozwiązałam zagadkę
pędzę po schodach prawie wpadam na jakiegoś puchona , który od razu zwraca mi
uwagę, żebym uważała.
-Przepraszam
! nie chciałam. – Uśmiecham się nieśmiało , na co on odwzajemnia uśmiech i
przepuszcza mnie. Najwyraźniej mi wybaczył. Przeszłam szybkim krokiem obok
niego i podeszłam do Ginny.
-Co się
stało ? – Pyta ciekawa. Czy tak bardzo widać po mnie, ze coś się stało ?
-Odgadłam
! rozwiązałam zagadkę ! – mówię uśmiechnięta.
-Jaką
? Aaa ! I co ? gdzie będzie czekał twój ukochany ? – Uśmiecha się figlarnie.
-Pod
jemiołą !
-To
powodzenia.
Siadam obok niej . Na stole nie ma żadnych
potraw. Dumbledore wstaje, a my razem z nim. Składamy sobie życzenia
Bożonarodzeniowe. Jak zwykle nasz kochany dyrektor wprowadza świąteczny
nastrój. Podziwiam go za to , ze w taki sposób potrafi trafić do naszych serc.
Zawsze lubiłam tego staruszka za jego podejście do życia, przemowy, pomysły na
wystrój wnętrz… Zaraz… właśnie teraz uświadomiłam sobie, ze nawet nie
spojrzałam na tegoroczny wystrój.
Sufit jak zwykle pokrywały gwiazdy , gdyż
był to widok jak znajdował się nad zamkiem. Z sufitu również spadały płatki
śniegu , które niknęły gdzieś w połowie drogi. Przy stole nauczycielskim stała
wielka piękna choinka przystrojona w złote i srebrne łańcuchy. Była piękna. Na ścianach wisiały
delikatne łańcuszki pobłyskujące w świetle świec. Nie było wszystkich stołów.
Można było zauważyć tylko jeden wielki stojący trochę z boku , przy którym w
sumie siedzieliśmy. Reszta zniknęła i byłam ciekawa , gdzie się znajdują. Ale
cóż. To jest Hogwart, tego nie zrozumiesz. Możesz po prostu zaakceptować.
-A
teraz jedzmy i cieszmy się ze świąt. – Dyrektor skończył mówić i zajął swoje
miejsce. W jego ślady poszli inni nauczyciele oraz uczniowie. Zauważam , ze w
tym roku zostało nas wybitnie dużo. Prawie 44 osoby. Zazwyczaj liczba nie sięga
20 sztuk uczniów.
Zabieramy się do jedzenia. Potrawy jak
zwykle są wyśmienite. Domowe skrzaty jak zwykle wywiązały się z należytych
obowiązków. Gdy każdy kończy jeść. Wstajemy znowu i śpiewamy kolędy. Wszyscy
bawimy się wyśmienicie. Jakiś Puchon porywa mnie do tańca. Uświadamiam sobie ,
że to ten sam ,na którego wpadłam na schodach. Tańczymy póki nie słyszę lekko
podniesionego, ale życzliwego głosu.
-Czy
mogę odbić ci partnerkę ? – widzę jak puchon potulnie uśmiecha się i oddaje
mnie w inne silne ręce, które są mi tak znane. Fred Weasley.
-Czym
sobie zasłużyłam na taki zaszczyt panie Weasley? – pytam z uśmiechem.
Nie odpowiedział tylko zaczął ze mną
wirować po Sali. W tłumie dostrzegłam tańczących Hermione i Rona oraz Pottera z
Ginn. George widocznie flirtował z jakaś dziewczyną z Ravenclav’u. Tańczyli a
on co chwila szeptał jej coś do ucha, a ta chichotała.
-Czyżbyś
kogoś szukała ? – Fred pochylił się delikatnie w moją stronę, a moje serce zaczęło
bić szybciej. Oby tego nie usłyszał.
Jednak jak zadał mi to pytanie
uświadomiłam sobie, że patrzę w stronę jemioły i bacznie obserwuję, czy nikt
się tam samotnie nie kręci. Upominam sama siebie, że to głupie i bardzo
dziecinne, w końcu tańczę z chłopakiem moich marzeń , a i tak rozglądam się za
tajemniczym wielbicielem, który wysyła mi list…. Gdyby to było kilka listów, a
jest to jeden wiersz.
-Hej
! Vicy ? Słyszysz mnie ? – Fred wydaje się wyraźnie rozbawiony.
-E
tak… - patrzę mu w oczy. – przepraszam … Po prostu jestem trochę rozkojarzona.
-Widzę
,skarbie .- Puszcza w moją stronę oczko. Rumienię się choć mam nadzieję, że nie
będzie to tak widoczne w świetle świec.
Tańczymy jeszcze krótką chwilę po czym
Fred opuszcza mnie pod pretekstem rozmowy z Georgem , który siedzi już sam przy
stole. Ja jednak mam przeczucie, ze Fred strasznie się zanudził w moim
towarzystwie. Możliwe, że po prostu uznał, iż nie warto marnować ze mną czasu…
Postanowiłam wiec udać się pod jemiołę.
Samotnie, bo samotnie, ale miałam nadzieje, ze ten tajemniczy ktoś mnie
obserwuje i zrozumie, ze przyjęłam jego
„zaproszenie”. Idę w stronę miejsca ,
gdzie zawsze w czasie świąt spotyka się zakochanych. Czuje się nieswojo
wędrując tam sama. Do tego jeszcze nie wiem , czy ten wiersz nie był głupim
żartem.
Stoję w przejściu. Nikogo nie widzę. Tylko
tych , którzy tańczą na parkiecie i siedzą przy stołach, ale nikt nie podąża w
stronę jemioły. No ej Ludzie ! Błagaam ! Desperacko rozglądam się po Sali. Siłą
woli staram się zmusić jakiegoś chłopaka do podejścia do mnie, ale
niestety nie udaje mi się. Nagle ktoś
zasłania mi oczy. Czuję przyjemne dreszcze podniecenia. W końcu dowiem się kim jesteś Panie „W.”. Odwracam się szybko
ściągając z oczu ręce nieznajomego. Ku
memu zdziwieniu przede mną stoi rudowłosy chłopak, którego tak dobrze znam.
Uśmiecham się do niego. Tak długo czekałam na ten moment.
-Victoria…
Ja… - tym razem to jemu rumieniec wstępuje na policzki.
-Tak
? –Patrzę mu w oczy. Czuje się teraz tak swobodnie i bezpiecznie.
-Zakochałemsiewtobieodpierwszegonaszegospotania.
– Mówi jednym tchem a ja nie rozumiem co on powiedział.
-E…
możesz powtórzyć ? – Uśmiecham się i podchodzę trochę bliżej .
-Mówię,
że kocham cie odkąd na pierwszym roku zrobiłaś kawał mnie i Georgowi, za to ,
ze w pociągu wysmarowaliśmy ci podeszwy butów magicznym klejem. – Patrzy mi w
oczy z lekkim uśmiechem.
-To
był tylko pretekst, żeby się do was zbliżyć, a przede wszystkim do ciebie .-
Patrzę na niego , ale tym razem się nie rumienię.
-Oo
jak miło . – tym razem on robi krok w moją stronę.
-Słuchaj
stoimy pod jemiołą… I … wybacz za moją bezpośredniość, ale jeżeli nie masz
zamiaru mnie pocałować to chodźmy stąd. – Uśmiecham się szelmowsko tak jak to
on zazwyczaj robi i przysuwam się bliżej niego. Tak ,ze nasze ciała dzielą już
milimetry.
-Oj.
Nie trzeba mi kilka razy powtarzać.
Fred pokonał dzielące nas milimetry i
pocałował mnie. Wiedziałam ,że ten pocałunek zapamiętam na bardzo długo. Święta
w Howardzie zawsze są magiczne, ale tym razem nie mam co porównywać ich z
innymi.
Moje wymarzone święta. Nie sądziłam ,ze w
końcu się takie wydarzą. Piękne chwile, w tak cudownym miejscu. Hogwart… Mój
dom…