Łączna liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

15 grudnia 2012

Hogwart- Moje święta ...



 Quidditch…Jedna z najbardziej znanych wśród czarodziejów gra sportowa.
Dwie drużyny. Po trzy bramki dla każdej z nich. Siedmiu zawodników. Jeden obrońca, trójka ścigających, dwójka pałkarzy i jeden szukający.
   Gra, dzięki której ja mogłam poczuć , co to jest życie. Na miotle czułam się jak ryba w wodzie. Nie czułam strachu dosiadając mojej Błyskawicy. Była wspaniała, nigdy mnie nie zawiodła.
-Victoria podaje kafla Angelinie, która podaje go Katie. Dziewczęta wspaniale sobie radzą , a Weasley’owie  dzielnie bronią swoich pań. Kierują wściekłego tłuczka prosto na drużynę Ślizgonów.  –Lee Jordan komentował wszystko jak zawsze.- Victoria przy bramce Ślizgonów.. I tak ! zdobywa 10 punktów dla gryffindoru!
   Gra toczyła się zaciekle. Nikt nie chciał się poddać. Ron bronił z poświęceniem, a Harry wypatrywał złotego znicza. Ja wraz z dziewczynami z drużyny , zdobywałyśmy kolejne punkty.
-Warrington cóż za nieczysta gra ! Rzucił się na nasza bidną Katie, która prawie zleciała ze swojej miotły. Oni to chyba nigdy nie  nauczą się uczciwej gry. Słyszymy gwizdek. Rzut wolny dla gryfonów. I tak ! 10 punktów dla naszych czerwonych… Sprawdźmy co się dzieje trochę wyżej…  Harry i Draco krążą nad boiskiem , gdy nagle z zawrotną prędkością pędzą w dół, czyżby zobaczyli na dole znicza ? Pędzą, są coraz bliżej ziemi… Zaraz się rozbiją ! Chociaż Draco taki upadek może pomóc… wyładnieje w końcu…
-Lee !- Profesor McGonagall upomniała go.
-Przepraszam pani profesor…Był to jednak tylko zwykły zwód Wrońskiego w wykonaniu naszego Pottera. Żryj Piach Malfoy !
-Lee ! Bo zaraz oddasz mi ten mikrofon !
-Przepraszam ! Już się nie powtórzy ! - Lee grzecznie przeprosił za swoją uwagę, ale i tak Gryffoni ryknęli śmiechem. Lee i komentowanie meczów quidditch’a … Idealne połączenie. – Angelina zdobywa kolejne punkty dla gryffindoru , a Milles, obecny obrońca slytherinu najwyraźniej nie jest z tego zadowolony. Co się dziwić… Przegrywają… Tak bywa, jak się gra ze wspaniałymi Gryfonami !
    Słychać jak tłum krzyczy , klaszcze. Te emocje , które zawsze towarzyszą mi podczas gry. Weasley’owie odbijali  tłuczek tak by trafiał w zawodników ślizgonów. Byli wspaniałymi graczami… zwłaszcza Fred…
   Gra kończy się , gdy Harry łapie znicz. Wszyscy wiwatujemy wymachujemy swoimi miotłami. W końcu wygraliśmy. Podbiega do mnie Fred. Staje przede mną i patrzy mi w oczy .
-Wygraliśmy- oznajmia mi wesoło, po czym zbliża się do mnie powoli. Wyciąga rękę w stronę mojej twarzy. – Vicy ja… - Nie mówi już nic, gdyż nasze ustał łączą się w pocałunku, kiedy odrywamy się od siebie...
-Fred…

-Victoria ! Wstawaj ! Święta są !
    Czyli tylko sen… Jak mogłam się nie domyślić, to było zbyt piękne. Próbuje udawać, że nie ruszyło mnie to energiczne budzenie, jednak dziewczyny nie dają za wygraną.
-Vicy ! Nie daj się prosić ! –Ginny zabiera mi kołdrę, co sprawia, że zwijam się w kłębek , aby zatrzymać  ulatujące ciepło.
-Nie udawaj , że śpisz. Ona i tak nie da za wygraną. – Hermiona najwyraźniej sama została obudzona przez Ginny.
-Oj nie przesadzaj ! Przecież nie była taka zimna ta woda !
-Nieee wcale! – Hermiona wyraźnie była urażona.
-C-co ? Jaka woda ? – pytam otwierając oczy. Patrzę  w stronę dziewcząt i zauważam ,ze Herma ma jeszcze mokre włosy.
-No bo mała panna Weasley uznała, ze skoro nie reaguje, to coś ze mną nie tak. Wystrzeliła z różdżki we mnie wodą. Myślałam , ze zamarznę ! – Hermiona odwróciła się plecami do Ginny.
-To nie moja wina ! trzeba było ruszyć tyłek za pierwszym ostrzeżeniem ! – Ginny również się od niej odwróciła. Wyglądały dość zabawnie i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Co cie tak bawi  ? Ty nie musiałaś suszyć łóżka ! – Herma spojrzała na mnie spode łba , ale i tak zobaczyłam , ze kąciki jej ust się podnoszą. Nie potrafiła się gniewać na rudowłosą.
    Wstałam i zaczęłam grzebać w kufrze. Wyjęłam rurki i do tego założyłam koszulę , krawat i obowiązujący w Hogwarcie szkolny sweterek z herbem szkoły. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam za kotarę, gdzie spokojnie się ubrałam , słuchając jak dziewczyny się kłócą. Wyszłam zza kotary czesząc swoje włosy. Przyglądałam się im, gdy nagle zdałam sobie sprawę….
-Dziewczyny ! Co wy robicie w moim dormitorium ? Przecież jakby Angelina i Katie się o tym dowiedziały … - zrobiłam przerażoną minę, a one się zaśmiały.
-Oj już nie przesadzaj ! Najwyżej dostałybyśmy poduszkami. Wiesz jakie one są. – Ginny zaczęła je naśladować, a my z Hermioną pękałyśmy ze śmiechu.
     Były święta. Większość uczniów wyjechała do domu na święta. Zostali tylko nie liczni. Cała rodzina Weasley’ów , Potter  i Hermiona. Czyli moja Hogwardzia rodzina. Dzięki nim czułam się tu naprawdę dobrze. Mogłam na nich liczyć. Fred i George byli moimi przyjaciółmi od ponad 5 lat, Potter odkąd przyłączył się do Gryfonów i tak samo Ron. Ginny jako, ze spędzała czas z Harrym i braćmi włączyła się do grona moich przyjaciół, a Hermiona była w pakiecie z Harrym i Ronem.
-To co będziemy dzisiaj robić ? W końcu są święta i nie musimy iść na żadne lekcje, mamy cały dzień wolny ! – Ginny była cała w skowronkach, a jej humor udzielał się innym .
-Najpierw zjedzmy śniadanie, umieram z głodu…- Ron jak zwykle głodny poszedł przodem do wielkiej Sali , gdzie jedliśmy wszystkie posiłki. Spotkaliśmy się tam z reszta uczniów z innych domów, którzy również zostali w zamku.
    Przy stole nauczycielskim brakowało tylko Hagrida. Naszego gajowego, który zawsze sprawiał wrażenie człowieka wolego od trosk. Nauczał w Hogwarcie opieki nad magicznymi stworzeniami. Chociaż najczęściej kazał nam opiekować się hybrydami , takimi jak na przykład sklątki tylnowybuchowe. Jednak i tak nie dało się go nie lubić.
-Ej co sądzicie o bitwie na śnieżki ?- George patrzył na nas z uśmiechem i wyczekiwał na odpowiedź.
-Jasne , czemu nie. Skoro chcesz oberwać od dziewczyny…- zaśmiałam się , a reszta mi zawtórowała.
-Ale to nie będzie taka zwykła bitwa. To będzie bitwa na śnieżki ale na miotłach moja droga- Puścił mi oczko po czym spojrzał na resztę.
-Ej ! zarzucasz coś moim umiejętnością miotlarskim ? ! –Oburzam się , ale George nie odpowiada mi ,gdyż wyskakuje na niego Ginny.  
- A co z Hermioną ? Ona nie lubi mioteł !- Ginny była wyraźnie zawiedziona, ze jej przyjaciółka nie będzie mogła wziąć udziału w zabawie.
-Oj to nic Ginn. Posiedzę , popilnuje , żebyście nie oszukiwali . – Hermiona wyraźnie odetchnęła z ulgą , gdy dowiedziała się , że bitwa odbędzie się w powietrzu. Najwyraźniej nie przepadała za bitwą na śnieżki .
-Na pewno ? – Ginny wolała być pewna.
-Na pewno- Herma uśmiechnęła się przyjaźnie.
    Poszliśmy do swoich pokoi po miotły. Oczywiście poubieraliśmy się też starannie, żeby nie zamarznąć. Czapki, szaliki, rękawiczki. Wszystkie w kolorach Gryffindoru.
     Ubrani , gotowi do walki pobiegliśmy na błonie, gdzie rozpętała się prawdziwa bitwa. Dosiedliśmy mioteł. Ja i moja błyskawica to dobrana para. Ginny i ja zawarłyśmy sojusz i razem atakowałyśmy chłopców. Jednak szanse nie były wyrównane ze względu na to , ze było ich czterech  a my tylko dwie. Dawałyśmy sobie jednak radę z nimi. Jedna ubezpieczała drugą i na odwrót.
     Ron co najmniej trzy raz spadł z miotły w wielką zaspę, szybko upewnialiśmy się , ze nic mu nie jest i wracaliśmy do gry nie czekając ,aż zasiądzie na miotle i do nas wróci. Fred i George zabrali mi czapkę, którą odzyskała Ginny. Potem chłopaki się zaczęli popisywać. Śmiałyśmy się i nie mogłyśmy powstrzymać, strasznie nas brzuchy bolały, kiedy chłopcy pospadali z mioteł i zaczęli na wzajem się nacierać.
    Czas mijał nam szybko , byliśmy zmęczeni i cali przemoczeni. Nie wiem jak długo musiałam uciekać przed bliźniakami , którzy się na mnie uwzięli. Na szczęście mnie nie dopadli. Raczej oni ucierpieli wpadając na wielką zaspę śnieżna. Nie zauważyli jej , najwyraźniej skupiając się tylko na mnie.
     No cóż.. tak bywa. Trzeba patrzeć, gdzie się leci. Po tym jak odkopaliśmy rudzielców poszliśmy się przebrać i ogrzać. Rozmawialiśmy , gdy nagle w okno zaczęła stukać sowa.
     Otworzyliśmy jej ,a gdy wleciała usiadła mi na ramieniu. Trochę to bolało, bo miała długie szpony , jednak jak widać nie należała ona do uprzejmych. Pod nos podstawiła mi swoją łapę z listem. Odwiązałam go i sowa nagle wzbiła się do lotu , jeszcze bardziej raniąc mi ramie.
-Od kogo to ? – zapytał wścibsko Ron.
-Nie twoja sprawa ! Może to od jej chłopaka ! – Ginny zwróciła mu uwagę.
-Nie mam chłopaka Ginn i dobrze o tym wiesz.- zaczerwieniłam się lekko.
-No to od kogo to ? – Ron najwyraźniej się nie przejął uwagą młodszej siostry.
-Sama nie wiem , nie spodziewałam się dzisiaj sowy. Możliwe , że babcia przesyła mi życzenia…
-Skąd pomysł , ze od babci ? – Hermiona spojrzała na nas znad lektury.
-Nie widziałaś tamtej sowy ? –Zapytałam , a oni spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co z nią było nie tak ? – Pyta Ron, który przeżuwał właśnie jakieś ciastko.
-Nie widziałaś, ze dziób miała trochę jak mops ? Moja babcia wygląda jak mops…
-I co w związku z tym ? – Pyta zdezorientowana Hermiona.
-Przecież zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli. – Mówię takim tonem , jakby to było oczywiste. Herma przewróciła teatralnie oczami, czuje się chyba urażona, ale szturcham ją łokciem, żeby pokazać , że to są tylko żarty. Po chwili odzywa się George.
-Ej… Ale ty tez masz w sobie coś z psa…
-Słucham ? – Pytam z lekkim niedowierzaniem.
-No wiesz… Może to przez ten ogon… - Machinalnie się odwracam , z lekkim przerażeniem w oczach, aż uświadamiam sobie, ze specjalnie to powiedział. Takiej właśnie reakcji oczekiwał…
-O kurde ! zauważyłeś… - Patrzę na niego smutno.
-Oj nie przejmuj się nikomu nie powiemy. – Fred patrzy na pozostałych, a oni się śmieją.
-Czyli akceptujecie mnie jako psa ?! – Pytam uradowana.
-No pewnie ! Tylko mam nadzieję, ze nie gryziesz…– George wyszczerza zęby.
-No wiesz… zależy… ale nie martw się. Byłam szczepiona na wściekliznę. I w ogóle to …Uf… Mogę szczekać bez obawy , że weźmiecie mnie za dziwaczkę ! – Po czym imituje szczek psa.
      Bliźniacy ryknęli śmiechem , Ron zakrztusił się ciastem, a Ginny stłumiła chichot. Oni przynajmniej rozumieli moje poczucie humoru. Choć szczerze powiedziawszy spowodowane może to być tym, że widzieli moją babcie z bliska. Mieli , ze tak powiem , zaszczyt poznania jej , kiedy odwiozła mnie na peron 9 i ¾ , gdzie wraz ze mną czekała na ekspres Hogwart.
     Otwieram list, jednak nie jest on od mojej babci. O jaka szkoda… Myślę , po czym uśmiecham się sama do siebie. List od niej to ostanie czego chce. Mimo to jestem ciekawa od kogo ten list. Nie miewam zbyt wielu listów. Jak już coś dostaję to od babci i rodziców. A od nich dostałam list rano, w takim razie list jest od .. ?
     Wstaję i podążając na górę po schodach do swojego dormitorium. Na dole słyszę przytłumione szepty i śmiechy, aż z dołu dociera do mnie głos Ginny.
-Pamiętaj , żeby ładnie ubrać się na ucztę wigilijną ! Załóż tę czerwoną sukienkę !
-Dobra, dobra ! Tylko poco ? !– śmieję się i zamykam za sobą drzwi.
      Która to godzina, że ona każe mi się ubierać w sukienkę i po co w sukienkę?  Spoglądam na zegar , który wisi na ścianie w moim dormitorium. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że za godzinę jest bożonarodzeniowa uczta.  Będę musiała się przygotować…
      Moje myśli wędrują jednak do listu jaki dostałam. Ciągle trzymam go w rękach. Może powinnam go zostawić na jutro ? Jeżeli tam jest coś nie miłego ? Jednak ulegam pokusie. Rozdzieram papier i wyciągam pergamin, na którym bardzo ładnym , wręcz kaligraficznym pismem jest następująca treść :

Me serce mi ucieka,
Gna niczym wicher, 
Niczym Sztorm na morzu wezbranym,
Ja i mój miłości Kwiat,
Ty i Ja, razem za dnia,
Myśli me do Ciebie uciekają,
I nigdy nie przestaną
Chciałbym choć raz
Twych ust poczuć smak
Czy w nich pozwolisz mi zatopić się?
Jeśli poznać chcesz, kim jestem ja
Przyjdź proszę tam , gdzie pocałunku jest raj.
              W.

   Co za „W.” ? Nie mam pojęcia, ale z listu mogę się domyślać, że mu się podobam. Czy Ginny o tym wie ? Czy wie kto to ? Może to dlatego poradziła mi ubrać się w tą czerwoną sukienkę, którą niedawno kupiłam.
    Ciekawa jestem kto kryje się pod tym zagadkowym „W.”, ale nawet gdyby… jak ja go znajdę ? Jeszcze raz wertuje każdą linijkę tekstu. Przyjdź proszę tam , gdzie pocałunku jest raj.  Czyżby osoba , która to napisała miała na myśli najbardziej oblegane przez zakochanych miejsce w Hogwarcie ?
     Ubieram się w tą samą czerwoną sukienkę, jaką zasugerowała mi Ginny. Do tego uznała, że założę czarne dodatki. Czarne szpilki, bransoletki i srebrny łańcuszek, który dostałam od Freda na urodziny. Postanawiam, że zostawię rozpuszczone włosy. Siedzę przed lustrem i rozmyślam nad listem . Nie mogę wyrzucić go z głowy. Kto mógł go napisać … i to dla mnie.
     Schodzę po schodach do pokoju wspólnego , gdzie spotykam Herminę i Ginny , równie wystrojone jak ja. Ginny ma na sobie piękną zielona sukienkę, która podkreśla jej oczy. Herma za to niebieską, do której założyła odważne żółte dodatki. Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się takiego zestawu po takiej uczennicy jak Hermiona.
-Dziewczyny… Podejdźcie na chwile… Musze wam coś powiedzieć. – wiem , ze mogę im ufać. Dlatego postanawiam im powiedzieć o tajemniczym liście. Kiedy kończę recytacje listu wyjaśniam im , że nie mam pojęcia do kogo to.
-Jak to nie wiesz ? – Hermiona patrzy na mnie zaintrygowana.-Nie domyślasz się nawet kto ?
-Nie mam pojęcia. Wiecie dobrze, że raczej przez chłopców okupowana nie jestem…
-Janse! Odezwała się ! Jesteś ulubioną zawodniczką Gryfonów! – Ginny uśmiecha się do mnie przyjacielsko i puszcza w moją stronę oczko.
-No tak… jedną z trzech. No to naprawdę wielki sukces jak na mnie. –śmieje się, a one patrzą na mnie z niedowierzaniem .
-Ty naprawdę nie widzisz jak chłopcy na ciebie patrzą ?
-Przecież jak przechodzisz każdy się odwraca !
-Co wy gadacie !? – Pytam rumieniąc się strasznie.
-Ładny kolorek Vicy… -Fred uśmiecha się do mnie.
-Pasuje do sukienki… - dodaje George  również posyłając mi uśmiech.
-Och dzięki chłopaki ! To takie… miłeee. – Mówię z przekąsem. Bardzo nie chcę, żeby dowiedzieli się o tajemniczej wiadomości od nieznajomego.
-Nie no dziewczyny .. wyglądacie… Wow ! – Ron patrzy na nas i ogląda każda po kolei .
-Dzięki Ron. – Herma rumieni się i całuje go w policzek, na co reaguje on tak samo. Jego policzki oblewa czerwony rumieniec.
-To co ? idziemy ? –pytam po czym bez czekania na odpowiedź przechodzę przez dziurę w ścianie. – Wesołych świata Gruba Damo. – jeszcze nie złożyłam jej życzeń, a przechodziłam już chyba trzy razy przez portret.
-Dziękuje, dziękuję! Miłej zabawy ! Ja niestety nie wezmę w niej udziału… A szkoda. –Widać smutek w jej oczach , który zaraz znika, gdy odwiedza ją Violetta z pierwszego piętra. Szczerze nie przepadam za tą czarownicą. Kocha plotki, ale w sumie cóż się dziwić . Tylko siedzą w ramach tych obrazów.
-Wesołych Violetto.- Mówię po czym idziemy dalej. Schodzimy po schodach, ja zatrzymuje się na chwile.
     Zagadka ! przypominam sobie… Pocałunków raj… to na pewno nie będzie miejsce w Hogwardzie , gdzie spotykają się zakochani. Jest za daleko od głównej Sali, gdzie odbywa się przyjęcie, a wszyscy uczniowie muszą być na Sali… Ale w takim razie… Gdzie w Wielkiej Sali będzie raj pocałunków ? Raj pocałunków. Raj pocałunków. Raj pocałunków.
     Mamy święta. Święta Bożego Narodzenia. Sala będzie przystrojona… Jemioła ! No tak ! dlaczego wczesnej o tym nie pomyślałam ? Przecież to pod jemioła w święta ludzie obdarowują się pocałunkami.
     Pełna energii , że rozwiązałam zagadkę pędzę po schodach prawie wpadam na jakiegoś puchona , który od razu zwraca mi uwagę, żebym uważała.
-Przepraszam ! nie chciałam. – Uśmiecham się nieśmiało , na co on odwzajemnia uśmiech i przepuszcza mnie. Najwyraźniej mi wybaczył. Przeszłam szybkim krokiem obok niego i podeszłam do Ginny.
-Co się stało ? – Pyta ciekawa. Czy tak bardzo widać po mnie, ze coś się stało ?
-Odgadłam ! rozwiązałam zagadkę ! – mówię uśmiechnięta.
-Jaką ? Aaa ! I co ? gdzie będzie czekał twój ukochany ? – Uśmiecha się figlarnie.
-Pod jemiołą !
-To powodzenia.
    Siadam obok niej . Na stole nie ma żadnych potraw. Dumbledore wstaje, a my razem z nim. Składamy sobie życzenia Bożonarodzeniowe. Jak zwykle nasz kochany dyrektor wprowadza świąteczny nastrój. Podziwiam go za to , ze w taki sposób potrafi trafić do naszych serc. Zawsze lubiłam tego staruszka za jego podejście do życia, przemowy, pomysły na wystrój wnętrz… Zaraz… właśnie teraz uświadomiłam sobie, ze nawet nie spojrzałam na tegoroczny wystrój.
     Sufit jak zwykle pokrywały gwiazdy , gdyż był to widok jak znajdował się nad zamkiem. Z sufitu również spadały płatki śniegu , które niknęły gdzieś w połowie drogi. Przy stole nauczycielskim stała wielka piękna choinka przystrojona w złote i srebrne  łańcuchy. Była piękna. Na ścianach wisiały delikatne łańcuszki pobłyskujące w świetle świec. Nie było wszystkich stołów. Można było zauważyć tylko jeden wielki stojący trochę z boku , przy którym w sumie siedzieliśmy. Reszta zniknęła i byłam ciekawa , gdzie się znajdują. Ale cóż. To jest Hogwart, tego nie zrozumiesz. Możesz po prostu zaakceptować.
-A teraz jedzmy i cieszmy się ze świąt. – Dyrektor skończył mówić i zajął swoje miejsce. W jego ślady poszli inni nauczyciele oraz uczniowie. Zauważam , ze w tym roku zostało nas wybitnie dużo. Prawie 44 osoby. Zazwyczaj liczba nie sięga 20 sztuk uczniów.
    Zabieramy się do jedzenia. Potrawy jak zwykle są wyśmienite. Domowe skrzaty jak zwykle wywiązały się z należytych obowiązków. Gdy każdy kończy jeść. Wstajemy znowu i śpiewamy kolędy. Wszyscy bawimy się wyśmienicie. Jakiś Puchon porywa mnie do tańca. Uświadamiam sobie , że to ten sam ,na którego wpadłam na schodach. Tańczymy póki nie słyszę lekko podniesionego, ale życzliwego głosu.
-Czy mogę odbić ci partnerkę ? – widzę jak puchon potulnie uśmiecha się i oddaje mnie w inne silne ręce, które są mi tak znane. Fred Weasley.
-Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt panie Weasley? – pytam z uśmiechem.
    Nie odpowiedział tylko zaczął ze mną wirować po Sali. W tłumie dostrzegłam tańczących Hermione i Rona oraz Pottera z Ginn. George widocznie flirtował z jakaś dziewczyną z Ravenclav’u. Tańczyli a on co chwila szeptał jej coś do ucha, a ta chichotała.
-Czyżbyś kogoś szukała ? – Fred pochylił się delikatnie w moją stronę, a moje serce zaczęło bić szybciej. Oby tego nie usłyszał.
     Jednak jak zadał mi to pytanie uświadomiłam sobie, że patrzę w stronę jemioły i bacznie obserwuję, czy nikt się tam samotnie nie kręci. Upominam sama siebie, że to głupie i bardzo dziecinne, w końcu tańczę z chłopakiem moich marzeń , a i tak rozglądam się za tajemniczym wielbicielem, który wysyła mi list…. Gdyby to było kilka listów, a jest to jeden wiersz.
-Hej ! Vicy ? Słyszysz mnie ? – Fred wydaje się wyraźnie rozbawiony.
-E tak… - patrzę mu w oczy. – przepraszam … Po prostu jestem trochę rozkojarzona.
-Widzę ,skarbie .- Puszcza w moją stronę oczko. Rumienię się choć mam nadzieję, że nie będzie to tak widoczne w świetle świec.
     Tańczymy jeszcze krótką chwilę po czym Fred opuszcza mnie pod pretekstem rozmowy z Georgem , który siedzi już sam przy stole. Ja jednak mam przeczucie, ze Fred strasznie się zanudził w moim towarzystwie. Możliwe, że po prostu uznał, iż nie warto marnować ze mną czasu…
      Postanowiłam wiec udać się pod jemiołę. Samotnie, bo samotnie, ale miałam nadzieje, ze ten tajemniczy ktoś mnie obserwuje  i zrozumie, ze przyjęłam jego „zaproszenie”.  Idę w stronę miejsca , gdzie zawsze w czasie świąt spotyka się zakochanych. Czuje się nieswojo wędrując tam sama. Do tego jeszcze nie wiem , czy ten wiersz nie był głupim żartem.
     Stoję w przejściu. Nikogo nie widzę. Tylko tych , którzy tańczą na parkiecie i siedzą przy stołach, ale nikt nie podąża w stronę jemioły.  No ej Ludzie ! Błagaam ! Desperacko rozglądam się po Sali. Siłą woli staram się zmusić jakiegoś chłopaka do podejścia do mnie, ale niestety  nie udaje mi się. Nagle ktoś zasłania mi oczy. Czuję przyjemne dreszcze podniecenia. W końcu dowiem się kim jesteś Panie „W.”. Odwracam się szybko ściągając z oczu ręce nieznajomego.  Ku memu zdziwieniu przede mną stoi rudowłosy chłopak, którego tak dobrze znam. Uśmiecham się do niego. Tak długo czekałam na ten moment.
-Victoria… Ja… - tym razem to jemu rumieniec wstępuje na policzki.
-Tak ? –Patrzę mu w oczy. Czuje się teraz tak swobodnie i bezpiecznie.
-Zakochałemsiewtobieodpierwszegonaszegospotania. – Mówi jednym tchem a ja nie rozumiem co on powiedział.
-E… możesz powtórzyć ? – Uśmiecham się i podchodzę trochę bliżej .
-Mówię, że kocham cie odkąd na pierwszym roku zrobiłaś kawał mnie i Georgowi, za to , ze w pociągu wysmarowaliśmy ci podeszwy butów magicznym klejem. – Patrzy mi w oczy z lekkim uśmiechem.
-To był tylko pretekst, żeby się do was zbliżyć, a przede wszystkim do ciebie .- Patrzę na niego , ale tym razem się nie rumienię.
-Oo jak miło . – tym razem on robi krok w moją stronę.
-Słuchaj stoimy pod jemiołą… I … wybacz za moją bezpośredniość, ale jeżeli nie masz zamiaru mnie pocałować to chodźmy stąd. – Uśmiecham się szelmowsko tak jak to on zazwyczaj robi i przysuwam się bliżej niego. Tak ,ze nasze ciała dzielą już milimetry.
-Oj. Nie trzeba mi kilka razy powtarzać.
    Fred pokonał dzielące nas milimetry i pocałował mnie. Wiedziałam ,że ten pocałunek zapamiętam na bardzo długo. Święta w Howardzie zawsze są magiczne, ale tym razem nie mam co porównywać ich z innymi.
     Moje wymarzone święta. Nie sądziłam ,ze w końcu się takie wydarzą. Piękne chwile, w tak cudownym miejscu. Hogwart… Mój dom…

2 komentarze:

  1. Cudowne, piękne, wspaniałe !! Wiedziałam, że w końcu się pocałują !! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D A wiesz , ze ja też ? :) A miałam zrobić, że to w ogóle tylko sen ... ale uznałam ,ze tak będzie dobrze ;) Cieszę się, że ci sie podoba :)

      Usuń